Po pozytywnym zakończeniu sesji za oceanem w dniu wczorajszym, niektórym mogło się wydawać, iż nasz rynek zakończy korektę i wróci szybko do trendu wzrostowego.
Lekki poranny niepokój mogło co prawda wywoływać słabe uwieńczenie niezłego początku handlu w Japonii, jako, że Nikkei zakończył sesję na minusie. Jakość wczorajszego wzrostu pozostawiała jednak wiele do życzenia, w szczególności nieco nienaturalny i pozbawiony podstaw wzrost cen akcji banków wobec słabości sektora surowcowego. Realizację zysków na PKN Orlen czy Lotosie widać było także w dniu dzisiejszym i to niemal od początku notowań.
Rynek zaczął dzień na plusie, ale bardzo szybko okazało się, iż brak jest zarówno wiary jak i kapitału, które umożliwiałby trwałe odbicie. Rynek (WIG20)
osunął się do poziomu wczorajszego wsparcia na 3800 pkt, a następnie, po krótkiej walce, kontynuował marsz w dół. Nieco pozytywnego "zamieszania w umysłach", zwłaszcza w początkowej fazie sesji, wywołało bardzo mocne otwarcie w Budapeszcie, gdzie BUX zyskiwał niemal 2 procent.
Z upływem czasu rynek węgierski także zaczął słabnąć, podobnie jak kontrakty na indeksy giełd amerykańskich, co sprowokowało nieco podaż i wyraźne cofnięcie popytu. Spadek nastąpił przy stosunkowo niewielkich obrotach, co można tłumaczyć bardziej ostrożnością kupujących, niż determinacją sprzedających. Kolejny "krwawy dzień" dotknął posiadaczy akcji Elektrimu, spółka drugi raz z rządu silnie zniżkowała przy wyjątkowo dużym obrocie.
Indeks i kontrakty spadały i utrzymywały się do 14,30 poniżej 3800 punktów, ale po publikacji danych w USA o godz. 14.30, dotyczących deficytu bilansu handlowego oraz liczby nowo zarejestrowanych bezrobotnych zaczęliśmy marsz w górę. Marsz zakończył się w strefach oporu, więc odbicie w końcówce sesji nie było zbytnio udane, ale nie przekreśliło nadziei na powrót do trendu wzrostowego, choć nieco je oddaliło i zasiało sporo wątpliwości..