Jeszcze wczoraj pisałem, że bezrobocie tylko chwilowo będzie niższe. Dziś okazało się, że istotnie - coraz więcej Amerykanów nie ma pracy. Źle się dzieje w USA.
Dziś podano rządowy raport z rynku pracy za grudzień. Dane okazały się zaskakująco, bardzo słabe. I chyba nie będzie w tym stwierdzeniu przesady. Zamiast oczekiwanych 70 tys. nowych miejsca pracy w grudniu utworzony ich zaledwie 18 tys. więcej niż w listopadzie. Tym samym stopa bezrobocia wzrosła do 5 proc. (rynek liczył na 4,8 procent). To najwyższy poziom od dwóch lat.
Równocześnie stawka za godzinę wzrosła o 0,4 proc. zamiast spodziewanych 0,3 procent. Jak widać - dane są złe. Wzrost bezrobocia o 0,3 proc. w stosunku do listopada daje do myślenia, szczególnie w kontekście nadal słabych danych z rynku nieruchomości. Także informacje z wczorajszego komentarza o zwolnieniach w bankach inwestycyjnych będą uwzględnione w danych styczniowych.
A co z indeksem PMI w sektorze usług w grudniu? Jego kolega - PMI sektora produkcyjnego wskazał ostatnio na recesję. Tu na szczęście załamania nie było: indeks co prawda spadł o 0,2 proc. w stosunku do listopada i wyniósł 53,9 pkt., ale było to nawet odrobinę lepsze od konsensusu (53,8 pkt). I najważniejsze - oznacza to, że usługi cały czas się rozwijają.
Nikłe to jednak pocieszenie gdy w jednym tygodniu pojawia się recesja w sektorze wytwórczym (zaznaczmy, że tak niski odczyt PMI Manafucturing Index mógł być jednorazowy, jednak i tak następne dane powinny oscylować wokół 50 pkt., nie więcej) oraz o wiele słabsze od oczekiwań dane z rynku pracy.
Indeksy zareagowały bardzo nerwowo, ale jak widać - uzasadnienie. Po półtorej godzinie handlu Dow Jones spadał o 180 pkt. (-1,38 proc.), S&P 1,65 proc. a Nasdaq aż 2,57 procent.
W najbliższej przyszłości przekonamy się, czy rynek ma jeszcze chęć pospekulować i wyjść z założenia, że w przypadku takich (i, zakładając, kolejnych) słabych danych FED obetnie stopy. Ryzykowna to gra, bo inflacja również nabiera tempa. Póki co więc nowy rok zaczyna się zupełnie nie po myśli inwestorów.