Od kilku dni jest na zwolnieniu lekarskim – podobnie jak ¾ jej wydziału. Do pracy wróci za dwa dni. W sądzie zatrudniona od sześciu lat. Zaczynała od stanowiska gońca, z czasem awansowała.
- Nasza kierowniczka pracuje, bo ktoś musi przecież przychodzić, ale myślami jest z nami. Wiem, że nie ma nic przeciwko naszym działaniom, a to naprawdę nie jest standard. W sąsiednim wydziale kierowniczka straszyła podwładnych prokuraturą – opowiada.
Dodaje, że pracownicy wydziału karnego mogą sobie pozwolić tylko na symboliczny protest ("bo co, jeśli w porę nie przygotujemy jakiegoś pisma i przestępca wyjdzie z aresztu?").
- Nie wierzę, że nasze postulaty zostaną spełnione. Protest nauczycieli zupełnie przyćmi nasze działania. Zresztą mam wrażenie, że spory udział mają w tym media, przede wszystkim państwowe, które jak mantrę powtarzają, że nasze żądania zostały spełnione, bo obiecano nam 200 zł podwyżki. Zapominają przy tym, że ta podwyżka została zapowiedziana wiele miesięcy temu, więc od 2019 r. nastąpi po prostu realizacja obietnicy. Pomija się też, że jej rzeczywista wysokość zależy od zarobków pracownika. Tak naprawdę to wyrównanie, więc w rezultacie niektórzy dostaną 40 zł, inni trochę ponad 100. 200 zł trafi do nielicznych – mówi.
Ma żal, że ministerstwo uparcie dawało do zrozumienia, że pracownicy sądów zarabiają godnie, a na dowód podawało górne widełki zarobków. Tak naprawę mało kto się na nie załapuje. – W świat poszła informacja, że zarabiają 3 czy 4 tysiące, czyli nieźle jak na polskie warunki. Tyle że to kwota brutto.
Ministerstwo sprawiedliwości zawarło ze związkami zawodowymi porozumienie o podwyżkach dla pracowników sądów – ogłosiły we wtorek media. Ewa mówi, że żadne zwycięstwo, co najwyżej nagroda pocieszenia: 1000 zł nagrody. Brutto. Czyli na rękę około 800 zł płatne raz do roku.
- Niedźwiedzia przysługa. Realnie to nic nie zmienia, a teraz wszyscy będą przekonani, że będziemy dostawać tysiąc zł więcej każdego miesiąca. Już nawet nie mam siły tego prostować – mówi gorzko Ewa.
A nagroda uznaniowa w wysokości 534 zł, którą mogą wypłacać sądy?
- Po pierwsze, uznaniowość znaczy, że nie każdy ją dostanie. Po drugie, ilekroć ustawa mówi o jakichś widełkach, które mogą być nam wypłacane, to w ciemno zakładamy, że dostaniemy najniższą możliwą wartość. I nigdy się nie mylimy – podsumowuje.
114 kandydatów na miejsce
- Gdy startowałam w konkursie, o jedno miejsce ubiegało się 114 kandydatów. Dostałam się za trzecim razem. W tym momencie nie ma chętnych do pracy, bo kto chciałby pracować za 2300 zł brutto? – pyta retorycznie Ewa.
Ona sama nie chce zmieniać pracodawcy, bo zwyczajnie lubi swoją pracę, ale młodzi ludzie mają wybór i nie garną się do pracy w sądzie. Ewentualnie traktują to jako przechowalnię, przychodzą na kilka miesięcy i idą gdzie indziej.
Efekt? Nadmiar pracy i nadgodziny. Jeśli przedłuży się sesja sądowa, pracownik może zliczyć dodatkowe minuty i wystosować do kierownika prośbę o odbiór, przy czym odbiór może nastąpić jedynie w ciągu trzech miesięcy. Poza protokołowaniem sesji Ewa pisze również zawiadomienia, wezwania i różne inne pisma w toku procesu. Wszystko musi się odbywać w terminie, więc nie ma mowy o odkładaniu na później.
- Powinnam uczestniczyć w sesjach sądowych trzy razy w tygodniu, bo tyle razy przewodzi sędzia, do którego jestem przypisana. Tyle teoria, bo z reguły raz w tygodniu towarzysze na sali innemu sędziemu. Nie dlatego, że chcę – po prostu nie ma komu tego robić. I nikt mnie nie pyta, czy wyrobię się z pozostałymi obowiązkami w ten jeden dzień, który mi pozostaje. W przerwie między sprawami biegnę do sekretariatu, by pisać, drukować, znaleźć dokumenty. Nie ma wtedy czasu na jedzenie czy choćby głupie wyjście do toalety – opowiada.
- Poczułam się bardzo zlekceważona, gdy ministerstwo zaproponowało, by wakaty spowodowane naszym ratowaniem zdrowia zapełniać stażystami na umowach cywilnych. Czyli jednak w systemie są pieniądze? Szkoda tylko, że mojej pracy nie wycenia się na 15 zł, a tyle chciano płacić stażystom, którzy mają znacznie mniejsze uprawnienia od nas, wykwalifikowanych pracowników sądu – mówi z żalem.
Pytam, czy gdyby mogła stanąć twarzą w twarz z ministrem Ziobrą, któremu podległe są prokuratury, chciałaby o coś zaapelować.
- Zapytałabym go, dlaczego niektórzy, nie pracując i żyjąc ze świadczeń socjalnych, mają wynagrodzenie porównywalne z moim. Samotnie wychowuję dziecko, żadna pomoc mi nie przysługuje. Pracuję uczciwie tyle lat, choć rozumiem, że niewiele się w przyszłości zmieni. Zapytałabym go – dlaczego?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl