Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
aktualizacja

Gdy fundusz dociska, a rodzina nie ma już kasy. Były dyrektor KNF prowadzi startupy na parkiet

2
Podziel się:

Młode firmy i startupy, zupełnie jak młodzi ludzie wchodzący w dorosłość, wpadają zwykle w tę samą pułapkę wyobrażeń. Gdy jedno nam się wydaje, a co innego okazuje w rzeczywistości. Wydostać się pomoże były dyrektor KNF, który uruchomił platformę finansowania społecznościowego Navigator Crowd.

Gdy fundusz dociska, a rodzina nie ma już kasy. Były dyrektor KNF prowadzi startupy na parkiet
Jeśli startupowi nie uda się zeskalować po pierwszej rundzie finansowania, będzie miał problem z kolejną rundą (Adobe Stock)

Wydawać by się mogło, że Artur Granicki, były dyrektor departamentu fintech w KNF, porwał się na coś z pozoru szalonego, próbując ubierać crowdfunding w jakieś ograniczenia i żenić go z debiutem giełdowym na NewConnect.

Jeśli się jednak głębiej nad tym zastanowić, pomysł ma sporo sensu. Bierze to, co najlepsze z finansowania społecznościowego, nakłada dokładniejsze mechanizmy bezpieczeństwa, pomaga z wejściem na mały parkiet, adresując przy okazji jeden z dużych problemów rynku.

Zobacz także: Sporo startupów urosło w pandemii. "Jest dużo pieniądza na rynku"

Pieniądze od społeczności

Crowdfunding sam w sobie jest bardzo specyficznym sposobem zbierania pieniędzy. Po pierwsze, oddolnym, a więc źle znoszącym regulacje, bardzo wrażliwym na sentymenty, mniej na faktyczny biznesplan, bardziej na emocje, jakie mu towarzyszą.

Nie raz udało się w ten sposób sfinansować startupom swoją działalność lub dobry start, ale dochodziło też do spektakularnych wpadek. Bodaj najgłośniejszą był Zano, niedoszły brytyjski producent kieszonkowych dronów. Od społeczności zebrano przeszło 2,3 mln funtów szterlingów, samych urządzeń jak nie było, tak nie ma.

Nadchodzą dobre czasy dla zainteresowanych społecznościowym finansowaniem. Jak mówi Artur Granicki w rozmowie z money.pl, obecne ograniczenia nie pozwalają dużym funduszom na inwestycję większą niż 4 mln zł. – Rynek się zmienia, inflacja rośnie, trzeba być konkurencyjnym i skalować się za granicę. 4 mln, szczególnie dla medtechów lub fintechów, to za mało – mówi.

W efekcie fundusze inwestycyjne dbają o szeroki wachlarz spółek we własnych portfelach, jednak jeśli startup nie jest w stanie dzięki temu złapać skali, a często nie jest, ma problemy z następnym finansowaniem. To luka, którą Granicki wraz z Navigator Crowd chce wypełnić. W przypadku progów finansowania społecznościowego, obecnie mamy limit miliona euro na spółkę, w przyszłym roku – 2,5 mln euro, potem 5 mln. – Jesteśmy w stanie towarzyszyć spółce na każdym etapie jej rozwoju – mówi Granicki.

Jak mówi szef Navigator Crowd, istnieje sporo platform na szczeblu seedowym, czyli bardzo wstępnym etapie życia startupu. – Kierują się trochę sentymentem, trochę wsparciem pomysłu, rozwiązania czy zespołu, a nie konkretnej spółki i bez konkretnej strategii wyjścia i zarobienia na tym – mówi Artur Granicki. Dodaje, że Navigator Crowd skierowany jest do spółek, które już mają MVP [minimum viable product – red.], prototyp lub przychody i są na etapie pozwalającym myśleć i przygotowywać się do wejścia na giełdę.

Jak wskazuje Granicki, Navigator Crowd to specyficzna modyfikacja społecznościowego finansowania. – Crowdfunding w naszym wydaniu jest trochę inny, dla wszystkich, ale nie dla każdego – mówi przekornie. Precyzuje, że platforma szuka spółek na etapie pozwalającym planować IPO na NewConnect w perspektywie 1-3 lat.

Jak to działa?

- To, co dla nas szczególnie istotne, to etap najszybszego rozwoju dla spółki. Gdy popatrzymy sobie na rytm życia startupu, to część z nich upada krótko po starcie, część sukcesywnie z każdym kolejnym rokiem działalności – mówi. - Etap ten, nie licząc oczywiście tego pierwszego boomu finansowania, czyli friends, family, fools, trwa, gdy startup się skaluje – precyzuje Granicki. [Friends, family, fools- przyjaciele, rodzina i głupcy – to pierwsi inwestorzy startupu – red.].

- Gdy startup zaczyna się skalować, wdrażać i sprzedawać swoje rozwiązania, wychodzić za granicę i zagospodarowywać nowe rynki albo nowe produkty, wtedy wzrost jest najszybszy. A najszybszy wzrost daje największą stopę zwrotu i w ten moment chcemy celować – mówi Artur Granicki. Moment, gdy firma jest na tyle duża, by mieć perspektywę wzrostu, a jednocześnie ów wzrost jest w miarę przewidywalny.

Weźmy przykład studia Weird Fish, kończącego prace nad swoją pierwszą grą, z planami wydania jesienią. Dla samego Navigator Crowd będzie to z kolei pierwsza spółka, której emisję pomoże przeprowadzić w czerwcu. - IPO nie jest obowiązkowe, ale mamy takie założenie, że każda spółka powinna chociaż je poważnie rozważać - mówi Artur Granicki.

Gdy IPO nie ma sensu

A gdyby spółka się rozmyśliła w trakcie? Albo stało się coś, co wpływa na sens IPO? – Zdarzają się naturalnie nieprzewidziane sytuacje, negatywne i pozytywne, jak wejście inwestora, które stawiają sens IPO pod znakiem zapytania – mówi Granicki. Jak dodaje, nikt na siłę nie będzie ciągnął startupu na parkiet, a jeśli debiut przestanie być opłacalny lub pożądany (bo np. do gry wejdzie nowy inwestor), Navigator Crowd nie będzie naciskał. Ów inwestor jednak będzie musiał spłacić inwestorów włączonych do spółki za pośrednictwem samej platformy.

Artur Granicki zapytany, ile udziałów musiałby zostawić w platformie chętny na taką współpracę startup, odpowiedział, że żadnych. – Nie pobieramy udziałów w ramach wynagrodzenia, ten model nie do końca nam się podoba. Uważamy, że to nie byłoby w interesie inwestorów, dodatkowo chcąc sprzedać te udziały musielibyśmy siłą ciągnąć spółkę na parkiet, a nie chcemy tego robić – mówi Granicki. - Umawiamy się na określoną prowizję związaną z pozyskaniem kapitału – dodaje.

Navigator Crowd prowadzi rozmowy z 50 spółkami zainteresowanymi wejściem na New Connect. – Część odrzucamy, gdyż są na zbyt wczesnym etapie, inne ze względu na wycenę – mówi Granicki. Wyceny startupów przy pierwszych rundach finansowania bywają przestrzelone. Nie raz i nie dwa zdarzało się, że po roku działalności wycena sięgała połowy tego, co przy starcie.

– Wycenę prowadzimy na zasadach giełdowych. Niektóre spółki rozumieją, jaka jest ich rzeczywista wartość, inne mają z tym problem, z tymi się żegnamy. Jeśli startupy teraz trochę zejdą z własnych oczekiwań, jeśli chodzi o wycenę, dadzą zarobić inwestorom, to ci inwestorzy zostaną z nimi na dalszych etapach – tłumaczy Artur Granicki.

Sam proces przygotowań do IPO z partnerem to rodzaj biznesowej szkoły życia i poligonu doświadczalnego. Przygotowująca się do emisji spółka – za pośrednictwem platformy – może, choć nie musi, zacząć uczyć się przygotowania odpowiednich raportów finansowych. Jednak pamiętając o zasadzie, że rzeczywistość nijak ma się do naszych wyobrażeń, Granicki gorąco zachęca, by zmierzyć się z raportowaniem.

– Nie jesteśmy KNF-em, nie chcemy karać za brak raportu, ale nagradzać za ich dobre wypełnienie – mówi Artur Granicki. Niejedna duża spółka została zawieszona przez niedopatrzenie raportowe, a jeszcze więcej spółek dzięki dobrem relacjom z inwestorami budowanymi min. rzetelnym raportowaniem, stworzyła w około siebie pozytywny PR i zachęciła nowych inwestorów.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
finansowanie
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(2)
daan
3 lata temu
"Nie pobieramy udziałów w ramach wynagrodzenia, ten model nie do końca nam się podoba" No pewnie, bo trzebaby wtedy patrzyc co sie oferuje, a tak mozna wciskac dowolne wydmuszki.
WWO
3 lata temu
Już lecę Wam pożyczyć :) Kasę na leasing Merola w startupie będziecie mieli :)