Zaatakowane zostały dwa amerykańskie konwoje poruszające się po Samarze. Według relacji żołnierzy, ataki były dobrze skoordynowane. Pierwszy konwój zaatakowano detonując bomby umieszczone na poboczu. Następnie otwarto ogień z działek i moździerzy. Podpalono też rozlane paliwo. Na trasie konwoju wzniesione zostały barykady. Napastnicy strzelali z dachów okolicznych budynków. Amerykanie musieli użyć moździerzy, granatów i działek czołgowych. Ogień był tak silny, że w płomieniach stanęły okoliczne budynki, a kilka zostało zburzonych.
"To był bardzo silny atak. Musieliśmy użyć wszystkich środków jakie mamy do zabezpieczenia konwoju" - relacjonowali amerykańscy żołnierze.
Do drugiego ataku doszło godzinę później. Konwój ostrzelano z kałasznikowów. Żołnierze odpowiedzieli ogniem raniąc kilka osób. W obu przypadkach atakujący ubrani byli jak fedaini z militarnych grup Saddama Husajna. W Iraku słychać pogłoski, że chcą oni wzniecić powstanie przeciwko amerykańskiej okupacji. Amerykańscy wojskowi określają te ataki jako największe na tym terenie od czasu rozpoczęcia wojny.