W swoim wystąpieniu prezydent USA zaapelował także do Syrii i Iranu, by nie interweniowały w bliskowschodni konflikt, gdyż w przeciwnym razie może dojść do jego rozszerzenia. Wezwał również Palestyńczyków, by zaniechali zamachów bombowych. Prezydent podkreslił, że zamachy te mogą zaprzepaścić nadzieje Palestyńczyków na własne państwo.
Prezydent USA powtórzył, że Izrael ma prawo do obrony. Podkreślił jednak, że poprosił władze Izraela do zaniechania interwencji na terytoriach palestyńskich i o wycofanie wojsk z palestyńskich miast, aby w ten sposób stworzyć warunki zawarcia pokoju. Bush wezwał również Izrael, by - jak to określił - "oszczędził codziennego upokorzenia niewinnym Palestyńczykom" na posturunkach wojskowych i przejściach granicznych.
Agencje zwracają uwagę, że administracja George'a Bush'a jest krytykowana zarówno przez międzynarodową jak i amerykańską opinię publiczną za to, że nie zajęła jednoznacznego stanowiska w sprawie bliskowschodniego konfliktu. Obserwatorzy uznają za osobistą porażkę prezydenta USA fakt, że do tej pory nie odegrał on zdecydowanej roli w działaniach zmierzających do zakończenia palestyńskich zamachów bombowych i wycofania sił izraelskich z terytoriów palestyńskich.
