We wszystkich głównych miastach średnia cena za metr kwadratowy przekracza już 3 tys. zł. W Warszawie pobito granicę 4,5 tys. zł. Mieszkanie staje się dobrem luksusowym, którego faktyczny koszt wytworzenia zdecydowanie odbiega od cen kształtowanych na rynku.
Na rynek trafia bowiem zbyt mało nowych i atrakcyjnie zlokalizowanych mieszkań. Z drugiej zaś strony nakręca się spirala kredytów hipotecznych. Banki udzielają ich w tym roku na sumę średnio 30-50 procent większą niż przed rokiem. A przecież ubiegły rok także był rekordowy. Ta masa pieniądza z kredytu napływająca na rynek nieruchomości wywołuje wzrost cen, a dodatkowo pojawia się spekulacyjna gra pod następne oczekiwane zwyżki.
Gdybyśmy byli krajem o elastycznych zasadach gospodarki, to już teraz następowałaby alokacja znaczących nowych inwestycji na tym rynku. Ale ponieważ jesteśmy krajem sztywnych biurokratycznych barier, to zamiast placów budów mamy wysoką dynamikę wzrostu cen i nadmuchiwanie bąbla spekulacyjnego. Mamy na rynku taką sytuację, iż z jednej strony ceny mieszkań windowane są w górę, z drugiej zaś firmy budowlane narzekają na fatalną koniunkturę (która powoli zaczyna się poprawiać), a firmy produkujące materiały budowlane i handlujące nimi mówią o prawdziwej zapaści ilościowej i cenowej.
Sprawa jest poważna, bo kryzysy gospodarek sztucznie napakowanych pieniądzem z kredytu gasi się znacznie trudniej niż te związane z nadmiernym wzrostem potencjału produkcyjnego. Po części winne jest także nasze drogie państwo, które prowadząc w ostatnich latach grabieżczą politykę fiskalną skutecznie zamroziło rozwój budownictwa. A na horyzoncie niczym złowieszczy miecz wisi 22 proc. VAT na nowe mieszkania.
Prognozy mówią, iż w tym roku wzrost cen na rynku mieszkań zamknie się liczbą dwucyfrową. To jeszcze nie jest bardzo dużo - nie mniej jeśli dynamika kredytowa będzie dalej tak olbrzymia, to boom cen mieszkań jest pewny. Każdy jednak niech ma na uwadze, iż kupowanie na górce w długim okresie kończy się poważną frustracją.
Przyszły rząd będzie musiał po wyborach zmierzyć się z problemem rynku nieruchomości. I chociaż kipi we mnie liberalna gospodarcza krew, to w tym przypadku mądra interwencja jest potrzebna. Państwo musi maksymalnie ułatwić zasady tworzenia podaży na rynku mieszkań. Prawdziwy rynek bowiem to nie tylko popyt. To gra podaży i popytu. Jeśli podaż jest ułomna, zaś dobro ma charakter egzystencjonalny dla człowieka i nie można prawidłowo bez niego budować rodzin, to wprowadzenie zasad rynkowych tylko dla strony popytowej skończy się fatalnie.
Z drugiej jednak strony bezmyślne pompowanie na siłę miliardów w określony sektor przerabialiśmy w górnictwie. A mieszkania obiecywał już nie jeden polityk, włącznie z obecnie panującym nam Prezydentem RP.
Dane wykorzystane w publikacji opracował serwis tabelaofert.pl