Bomby nie było, a samolot wrócił do Warszawy. Według osób znających szczegóły śledztwa, nie chodziło o zamach na polskiego przewoźnika. Wszystko wskazuje na to, że groźbę skierowano pod adresem jednego z pasażerów lecących na pokładzie samolotu linii Air Polonia.
Rozmówcy korespondenta Polskiego Radia, podkreślają, że takie zdarzenia, jak dzisiejsze, nie są odosobnionymi przypadkami. Bywało już, że o rzekomej bombie informował oszukany wspólnik albo zdradzona żona nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.
Samolot musiał lądować w Brukseli, a nie w Charleroi (czyt. Szarlerła), gdzie czekali pasażerowie mający odlecieć do Warszawy, ponieważ międzynarodowe lotnisko w stolicy Belgii jest lepiej przygotowane do sytuacji nadzwyczajnych. Ze względów bezpieczeństwa nie zgodzono się odpowiedzieć na pytanie, jak często brukselskie lotnisko ma do czynienia z fałszywymi alarmami.