Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Gazprom utopi w Bałtyku miliony dolarów, ale Polska na przesyle gazu nie zarobi nawet złamanego szeląga. Oto puenta polskiego grania na rosyjskim nosie.

0
Podziel się:
Gazprom utopi w Bałtyku miliony dolarów, ale Polska na przesyle gazu nie zarobi nawet złamanego szeląga. Oto puenta polskiego grania na rosyjskim nosie.

Kiedy w Berlinie prezydent Putin podpisywał z kanclerzem Schroederem umowę o budowie gazociągu pod dnem Bałtyku, w Kijowie upadł „pomarańczowy” rząd Julii Tymoszenko. Zbieżność obydwu zdarzeń jest oczywiście przypadkowa, ale ów niezwykły splot okoliczności nabiera znaczenia wręcz symbolicznego. Zygmunt Wrzodak nie należy do bohaterów mojej bajki, trudno jednak – choćby w sensie metaforycznym – nie zgodzić się z opinią, jaką wygłosił on z okazji niemiecko-rosyjskiego wykluczenia naszego kraju z przesyłu gazu na linii Syberia – Europa Zachodnia. „Mieszanie się w czyjeś sprawy odbije się teraz negatywnie na Polsce” – podsumował fakty znany populista, mając na myśli udział Polaków w ukraińskiej „pomarańczowej” rewolucji, która doznała turbulencji akurat w dniu, gdy Schroeder i Putin składali podpisy pod historycznym porozumieniem.

Nonsensem byłoby rzecz jasna twierdzenie, iż u jego podstaw legła gorliwa aktywność Polski w rosyjskiej strefie wpływów podczas walki o utrzymanie w Kijowie kremlowskiego prezydenta. Z pewnością jednak tamta nasza mobilizacja przypieczętowała koncepcję skierowania syberyjskich złóż via Bałtyk, zamiast znacznie tańszą drogą lądową przez Polskę. Wzorem rosyjskich carów prezydent Putin pokazał, kto rządzi w środkowej części Europy nawet teraz, gdy wolny naród polski może przy poparciu Brukseli pomachać mu pomarańczową szabelką. Gazprom utopi w Bałtyku miliony dolarów, ale Polska na przesyle gazu nie zarobi nawet złamanego szeląga. Oto puenta polskiego grania na rosyjskim nosie.

Zaskoczeni obrotem sprawy politycy znad Wisły pomstują jak jeden mąż na posunięcie prezydenta Rosji. Premier Belka nazywa umowę gospodarczą aktem politycznym, a prezydent Kwaśniewski łudzi się jeszcze, że może ją zablokować Unia Europejska, jako że gaz płynący pod dnem morza stwarza zagrożenie dla środowiska. Pewnie zainspirowani polskim oburzeniem ekolodzy przykują się niebawem do pływających w Bałtyku śledzi, co i tak nic nie zmieni. Po drugiej stronie tej umowy znajduje się bowiem potęga niemiecka, czego nasi politycy w swych antyrosyjskich komentarzach dyplomatycznie nie zauważają.

Tymczasem kanclerz Schroeder jednoznacznie i bez cienia wątpliwości obwieścił, że podpisując porozumienie z Rosją zadbał o bezpieczeństwo energetycznego swego państwa i swojego narodu. Nie myślał o samopoczuciu Polaków ani brukselskich urzędników, tylko własnych obywateli, którzy za kilka dni w wyborach skreślą go albo dadzą mu mandat na następną kadencję.

Biznes jest biznes – mówił w rosyjskim kawale uczeń Wania do Winnetou, przepraszając go, że z powodów merkantylnych wskazał przy tablicy Lenina jako swego bohatera. Może historia z podbałtyckim gazociągiem w końcu i nas czegoś nauczy. Choćby zapomnienia o mrzonkach, że Zachód nigdy nie zrobi wielkich interesów ze Wschodem, ponieważ na geopolitycznym szlaku znajduje się Polska.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)