Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder oddał hołd członkom spisku przeciwko Adolfowi Hitlerowi oraz uczcił pamięć bojowników Powstania Warszawskiego, powołując się na wspólnotę ich dążeń do wolności.
W Berlinie odbyła się uroczystość upamiętniająca 60. rocznicę nieudanego zamachu na Hitlera z 20. lipca 1944 roku. Zorganizowano ją tradycyjnie na dziedzińcu tak zwanego Bloku Bendlera, obecnie siedziby ministerstwa obrony. Tam kilkanaście godzin po nieudanym zamachu rozstrzelano jego wykonawcę, pułkownika Clausa von Stauffenberga. W kwaterze Fuehrera pod Kętrzynem umieścił on teczkę z bombą i wyszedł, ale ktoś odsunął ją i w efekcie tylko lekko zraniła dyktatora.
Kanclerz Gerhard Schroeder przyznał, że ruch oporu w Trzeciej Rzeszy miał bardzo ograniczony zasięg, dzięki czemu jednak doniosłość czynu osamotnionych spiskowców jest bardziej widoczna. Mimo nielicznych sił organizator sprzysiężenia, generał-major Henning von Tresckow, zdecydował, że "trzeba poważyć się na to rozstrzygające posunięcie" - przypomniał kanclerz. W ten sam sposób, zdaniem Gerharda Schroedera, wszystko rzucili na szalę powstańcy w Warszawie.
Polscy bojownicy ruchu oporu - mówił Schroeder - wiedzieli, że sami nie zdołają pokonać niemieckich okupantów. Byli jednak gotowi na najwyższą ofiarę, by zademonstrować swoje prawo do wolnej, niepodległej Polski, również w obliczu obcej nowej dominacji, która nadchodziła i której musieli się obawiać. Europa - kontynuował szef niemieckiego rządu - ma dziś uzasadniony powód, by obie te daty - 20. lipca i 1. sierpnia 1944 roku - rozumieć i otaczać czcią jako płomienny znak na drodze do prawdziwej europejskiej wspólnoty wartości.