W zamachu na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie zginęło 7 osób, a co najmniej 85 zostało rannych, w tym kilka ciężko. Według agencji Reutera, wśród ofiar są zagraniczni studenci.
Policja izraelska twierdzi, że zamach nie był atakiem samobójczym, lecz była to eksplozja podłożonej bomby.
Do zamachu w uniwersyteckiej stołówce na wydziale prawa przyznała się bojówka Hamasu - Izz el-Deen al-Qassam. Atak miał być odwetem za izraelski nalot na Gazę, gdzie zginął jeden z przywódców Hamasu, Salah Shehada.
"Jest to część z serii odwetowej, która potrwa długi czas i stanowi nauczke dla Izraela" - głosi oświadczenie palestyńskiej bojówki Hamasu.
Zamach stanowczo potępiły władze Autonomii Palestyńskiej. Przed południem, rząd Izraela oświadczył, że zamierza deportować rodziny zamachowców-samobójców z Zachodniego Brzegu do Strefy Gazy. Jest to także reakcja rządu Ariela Szarona na wczorajszy zamach w Jerozolimie.
Izraelskie służby bezpieczeństwa uważają, że wydalenie z Zachodniego Brzegu rodzin zamachowców jest sposobem na powstrzymanie samobójczych zamachów. Według nich, potencjalni zamachowcy wiedząc jaka kara spotka ich rodziny, zrezygnują ze swoich planów.