Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Odejście Belki - dlaczego i co dalej?

0
Podziel się:

I stało się. Wicepremier i minister finansów w jednej osobie - prof. Marek Belka, złożył wczoraj swoja rezygnację ze swojego dalszego uczestnictwa w rządzie.
Nasz ekspert Rafał Wójcikowski zastanawia się nad przyczynami oraz konsekwencjami wczorajszej decyzji wicepremiera Belki.

I stało się. Wicepremier i minister finansów w jednej osobie - prof. Marek Belka, złożył wczoraj swoja rezygnację ze swojego dalszego uczestnictwa w rządzie. W zasadzie jest to niespodzianka, bowiem mało kto spodziewał się jego rezygnacji po zaledwie 8 miesiącach sprawowania urzędu. Nie ulega wątpliwości, że ta zmiana na jednym z najwyższych stanowisk ekonomicznych w państwie musiała wywołać w świecie gospodarczym poważne reperkusje. Słusznie opozycja podnosi kwestię niefortunności wyboru czasu na dymisję przez prof. Marka Belkę. Bo przecież wchodzimy w decydującą - finansową fazę negocjacji akcesyjnych, bo rząd rozpoczął układanie założeń budżetu państwa na rok 2003, bo ożywienie gospodarcze spodziewane przez rząd nie nadchodzi, co stwarza w jakimś już stopniu zagrożenie dla realizacji rządowej strategii gospodarczej na lata 2002-2004.

Poza tym nie zapominajmy o wojnie na górze pomiędzy prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i premierem Leszkiem Millerem. Ta wojna jest po części wojną o niezależność NBP i RPP, ale po części jest przedsmakiem wojny o hegemonię na lewicy po ustaniu kadencji prezydenckiej. Niektórzy komentatorzy przede wszystkim w przyczynach politycznych upatrują powodów dymisji. Prof. Marek Belka jest człowiekiem prezydenta i tak jak prezydent jest zwolennikiem dialogu i małych kroków kompromisu w stosunkach z RPP. Leszek Miller naciskany przez radykalniejszych w swoich poglądach koalicjantów chce szybkich zmian w polityce pieniężnej nawet za cenę personalnych interwencji. Marek Belka w sporze o RPP stoi po stronie prezydenta. Ponieważ sprawa zmian w RPP osiągnęła już swoje apogeum, prawdopodobnie nie dało się już dłużej w ramach jednego rządu godzić tych rozbieżności, a zdanie premiera jest ważniejsze. To jest pierwszy wątek w sprawie dymisji i rząd jakby bardziej chętnie się do niego przyznaje.

Drugi wątek, oficjalnie negowany przez koalicję rządową, dotyczy planów konstrukcji budżetu na rok 2003. Jak dobrze wiemy tegoroczny budżet domyka się tylko dlatego, że rząd zdecydował się na zasadnicze kroki oszczędnościowe w zakresie zamrożenia płac w sferze budżetowej, bardzo niskiej, wręcz symbolicznej rewaloryzacji rent i emerytur, kwotowym obniżeniu uprawnień do zasiłków i kwot samych zasiłków, niedostatecznej obsługi OFE. Do tego znaczące podwyżki podatków, zniesienie ulg w PIT, zamrożenie progów w PIT, nowy podatek od dochodów od oszczędności. Dzięki tym działaniom wpływy do budżetu wzrosły pomimo spadku tempa wzrostu gospodarczego do zera.

Taka polityka jednak może zostać wprowadzona na 'jeden sezon' i ma charakter przejściowy. Na dłuższą - kilkuletnią metę rozwiązania muszą być bardziej zasadnicze, gdyż kontynuacja polityki fiskalnej z 2002 roku groziłaby niepokojami społecznymi i upadkiem rządu w przyszłym roku. Wicerpremier prof. Marek Belka postanowił do upadłego bronić nowej zasady budżetowej, którą sam stworzył. Wzrost wydatków budżetu co roku miał wynosić tylko 1% powyżej inflacji. Tak więc wobec planowanych na ten rok ok. 182,5 mld zł. wydatków, w przyszłym roku mogły one wynieść maksymalnie 192-193 mld zł. Wszystkie, zwiększone w wyniku spodziewanego w 2003 roku ożywienia gospodarczego w wysokości 3,1% PKB, dochody miały zostać przeznaczone na stopniowe obniżanie deficytu budżetowego. Takie posunięcia wymagałyby jednak znaczących zmian wewnątrz struktury wydatków budżetowych. Wiadomo bowiem, że na wszystko pieniędzy nie starczy.

Pierwsze larum podniosło ministerstwo zdrowia ze swoim planem wprowadzenia określonej w ministerstwie listy 'leków za złotówkę' do których uprzywilejowany dostęp mieliby mieć emeryci i renciści. To oczywiście pochłonie znaczące środki, których nie ma na ten cel w funduszu zdrowia, gdyż składki pozostają na tym samym poziomie. Dariusz Łapiński chce więc dodatkowych pieniędzy na swój program w budżecie państwa, na co nie chciał się zgodzić prof. Marek Belka. Jednak minister zdrowia okazał się skuteczniejszym lobbistą i jego projekt poparł sam premier Leszek Miller. Widzi on bowiem w nim skuteczną kiełbasę wyborczą, co wg mnie nie jest bezpodstawne. I tutaj widziałbym pierwszy zgrzyt, który w konsekwencji doprowadził do dymisji.

Kolejnym problemem są rozmaite fundusze, do których budżet co rocznie dopłaca dziesiątki miliardów zł. Prof. Marek Belka chciał znacząco je zreformować, to on mówił na początku roku o konieczności zmian w funduszach związanych z rolnictwem, niepełnosprawnością, ochroną środowiska i ubezpieczeniami społecznymi. Najgłośniejsza była inicjatywa zmian w KRUS-ie. Tutaj jednak nie było żadnej woli politycznej na zmiany, poza zmianami kosmetycznymi w rodzaju rozwiązania UOP.

Prof. Marek Belka zaproponował budżet hipotetyczny w którym zgodził się wstępnie ze wszystkimi sugestiami innych członków rządu. W tym hipotetycznym projekcie dochody zostały maksymalnie wyśrubowane - znaczący ich wzrost z tytułu wpływów z podatków pośrednich (VAT i akcyza), zaś deficyt i tak pozostał na poziomie 46,3 mld zł. I tą liczbę podał minister pracy Jerzy Hausner. Sam jednak nie chciał tego budżetu firmować, zwłaszcza że dochody znów podniesiono o 3 mld zł. I to wg mnie jest druga zasadnicza składowa dymisji.

Trzeci powód dotyczy nie tyle samej dymisji co sposobu jej przeprowadzenia. Dlaczego odbyło się to w tak tajemniczej atmosferze? Wg mnie przyczyna jest prosta. Rząd w porozumieniu z prof. Markiem Belką postanowił do maksimum wykorzystać fakt dymisji do osłabienia złotego względem innych walut. I jeśli się nie mylę to jeszcze kilka dni rząd będzie zwlekał z podaniem konkretnych nazwisk, aż zostanie osiągnięty satysfakcjonujący poziom deprecjacji polskiej waluty. Swojego czasu prof. Marek Belka mówił o 4,20-4,25 zł. za USD. Ciekawe, czy się sprawdzi ?

Media dziś zadają sobie pytanie, co dalej? Kto będzie następcą i jakie będą jego decyzje. Obawiam się, że następca prof. Marka Belki zdecyduje się na lekkie zawyżenie dochodów budżetu, przy jednoczesnym ustaleniu przyszłorocznego deficytu na poziomie 43-45 mld zł. Być może koalicja powróci do pomysłu podatku importowego. Oznaczałoby to ok. 165-168 mld zł. dochodów w przyszłym roku. o ok. 12-14 mld zł. więcej niż w projekcie prof. Marka Belki. Wydatki zaś mogłyby sięgnąć nawet 210 mld zł. Taki budżet przygotowałby prof. Grzegorz Kołodko - wg mnie najbardziej kontrowersyjny i najbardziej prawdopodobny kandydat. Popierają go PSL I UP a także Samoobrona, jest to również mocny atak na stronnictwo pro - prezydenckie wewnątrz SLD.

Drugim kandydatem jest obecny minister prof. Jerzy Hausner, który raczej zwiększy deficyt do 47-48 mld zł. niż wprowadzi podatek importowy. Możliwy jest również kompromis - np. niski podatek importowy. Podsumowując - dymisja prof. Marka Belki musi wcześniej czy później oznaczać wzrost wydatków budżetowych i nowe podatki. Obawiam się, że prognozy wzrostu gospodarczego będą zagrożone, zaś dymisja ministra finansów nie będzie ostatnią. Być może teraz kolej na liberalnych członków RPP ze szkoły łódzkiej prof. Cezarego Józefiaka, Jerzego Pruskiego, Bogusława Dąbrowskiego. Także pozycja prof. Leszka Balcerowicza jest coraz bardziej zagrożona. A te zmiany mogą bardzo poważnie obniżyć nasze notowania na międzynarodowym rynku finansowym.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)