Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartosz Chochołowski
|

Polacy precz od niemieckich miejsc pracy

0
Podziel się:

Niemcy starają się wyeliminować Polaków z rynku pracy. Mimo obowiązujących obostrzeń, za zachodnią granicą pracuje sporo rzeźników i masaży z naszego kraju. To nie podoba się tamtejszym związkom zawodowym. Według wczorajszego wydania dziennika „Die Welt”, przez przybyłych Polaków, Słowaków i Czechów kilka tysięcy Niemców straciło zatrudnienie.

Polacy precz od niemieckich miejsc pracy

Nasi zachodni sąsiedzi nie otworzyli swojego rynku pracy na obywateli z nowych krajów Unii. Polak nie może swobodnie podjąć pracy tak, jak w Anglii, Irlandii, czy Szwecji. Jednak jest kilka sposobów, aby w zgodzie z prawem ominąć restrykcje. „Die Welt” informuje, że rząd w maju przedstawi plan zapobiegania dumpingowi płacowemu. Powstanie system utrudnień dla obcokrajowców, którzy chcą pracować za niższe stawki niż Niemcy.

Jak to się robi w Niemczech

Polacy zakładają w Niemczech działalność gospodarczą, by tamtejsze duże firmy dały im zlecenie. Małe, jednoosobowe firmy założone przez Polaków robią „karierę”. Druga możliwość, to spółka polsko-niemiecka wysyła na kontrakty do Niemiec część polskich pracowników. Praktykowane jest także wynajmowanie pracowników na podstawie umowy między niemiecką a polska firmą. I tak oto mimo restrykcji Polacy pracują w Niemczech. Są tam mile widziani, bo uchodzą za pracowitych i zadowalają się pensją cztery razy niższą od Niemców.

Teraz „Die Welt” mówi o walce rządu z dumpingiem cenowym. Zgodnie z unijnymi regulacjami Niemcy nie mogą w prosty sposób wprowadzić jeszcze większych restrykcji wobec Polaków. Dlatego szukają innych dróg. Trwa tam właśnie dyskusja nad wprowadzeniem płacy minimalnej, ale opcja mówiąca o równej dla wszystkich branż jest zapewne przegrana. Możliwe jest jednak wprowadzenie płacy minimalnej w poszczególnych sektorach gospodarki, tak jak teraz to obowiązuje w branży budowlanej. Może na przykład zostać wprowadzona w przemyśle spożywczym, czy konkretnie w przetwórstwie mięsa.

Ma to sprawić, że przedsiębiorcy nie będą zainteresowani zatrudnianiem obcokrajowców, bo będą musieli im płacić tyle samo, co Niemcom. Nie będzie konkurencji płacowej. Polacy, nawet gdyby chcieli, nie będą mogli pracować za cztery razy niższą pensję niż Niemcy.

Jednak ten pomysł ma swoich przeciwników. Liberalna partia FDP ostrzega, że zmniejszy to konkurencyjność niemieckiej gospodarki i na takim rozwiązaniu najwięcej stracą sami Niemcy.

„Trudno przewidzieć, jakie dla Polaków może mieć skutki ewentualne wprowadzenie płacy minimalnej. To zależy, na jakim poziomie zostałaby ustalona” - mówi Jerzy Idzikowski z departamentu europejskich spraw gospodarczych w Ministerstwie Gospodarki i Pracy. - „Poza tym płaca minimalna dotyczyłaby tylko pracowników, a nie polskich rzemieślników, którzy sprzedają swoje usługi w Niemczech. Oni otrzymują pieniądze za kontrakt, a nie pensję.

Odbijają piłeczkę

„Die Welt” pisze o kilku tysiącach miejsc pracy, które stracili Niemcy m.in. na rzecz Polaków w przemyśle mięsnym. „Rzeczpospolita” cytuje natomiast tygodnik „Der Spiegel”. W tej gazecie Matthias Brümmer ze związku zawodowego NGG (skupia on pracowników przemysłu spożywczego i gastronomii) stwierdził, że od czasu rozszerzenia UE w Niemczech uległo likwidacji 26 tys. miejsc pracy w przemyśle mięsnym. Miejsca te, jego zdaniem, zajęli pracownicy sprowadzani głównie z Polski.

„Trudno te dane uważać za wiarygodne, ponieważ nie ma prowadzonej takiej ewidencji w Niemczech. Takie informacje nagłaśnia dany związek zawodowy i jeśli ma siłę przebicia, to tematem zaczynają się interesować politycy. Problem odbierania pracy Niemcom przez obcokrajowców jest marginalny, za to mocno nagłośniony. To bardziej kwestia społeczno-polityczna niż gospodarcza” - uważa Jerzy Idzikowski z MGiP. Dodaje, że gdy w Niemczech było głośno o Polakach, którzy masowo pracują na budowach, wcale nie było ich aż tak dużo. Pracowało wtedy co prawda aż 30 tys. naszych rodaków, ale na 2 mln ogółem zatrudnionych w branży. Obecnie na budowach może pracować 8-9 tys. Polaków na 800 tys. zatrudnionych. Tak więc stanowimy niewiele ponad 1 proc. budowlańców w Niemczech. Jest mało prawdopodobne, aby w przemyśle mięsnym było nas procentowo więcej.

Z polskiego punktu wdzenia

„Zniesienie barier na rynku pracy i usług byłoby bardzo korzystne dla unijnej gospodarki” - uważa Jeremi Mordasewicz, ekspert z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. - „Korzystne dla całej gospodarki, ale mogą na tym ucierpieć niektóre grupy zawodowe w poszczególnych krajach. To one sprzeciwiają się liberalizacji. Jednak Niemcy muszą wybrać: wzrost gospodarczy i poprawa warunków życia większości mieszkańców, albo stagnacja. Za swoje restrykcyjne nastawienie Niemcy płacą teraz właśnie stagnacją gospodarczą.” Według Jeremiego Mordasewicza jeśli Niemcy wprowadzą wysoką płacę minimalną, sami mogą na tym stracić. Być może zatrzyma to napływ polskich pracowników, ale straci na tym gospodarka i co za tym idzie wszyscy obywatele RFN. Niemieckie wyroby zdrożeją i staną się mniej konkurencyjne na światowych rynkach.

Rolnicy się buntują

Nie wszystkie związki zawodowe popierają jednak restrykcje wobec obcokrajowców. Organizacje zrzeszające rolników wręcz nalegają na rząd, aby nie wprowadzał ograniczeń przy zatrudnianiu obcokrajowców do sezonowych prac polowych. A władze chcą zmusić farmerów, aby zatrudniali niemieckich bezrobotnych zamiast przyjezdnych. Rolnicy się buntują, bo bezrobotni źle pracują. Poza tym często po jednym, dwóch dniach rezygnują z pracy, albo w ogóle się do niej nie zgłaszają. Za to farmerzy bardzo chwalą sobie Polaków, którzy ciężko i sumiennie pracują za niewygórowane stawki i w tym roku chcą ich zatrudnić, podobnie, jak w latach ubiegłych.

„Trudno się dziwić rolnikom. Już raz, w latach 90., nakazano im zatrudniać bezrobotnych Niemców. Skończyło się to tak, że 11 proc. szparagów zostało na polach. Z takimi pracownikami nie udało się ich zebrać. Dlatego tak bronią prawa do zatrudniania obcokrajowców” - opowiada Jerzy Idzikowski z MGiP.

„Niemcy nie chcą się podejmować ciężkich i niskopłatnych prac. Władze mają więc wybór, albo nie zabronią rolnikom zatrudniania obcokrajowców i będą dalej produkować szparagi, albo zabronią i zaczną importować te warzywa. Ale na tym drugim rozwiązaniu wcale nie zyskają niemieccy bezrobotni, a stracą rolnicy, którzy nie będą mieli możliwości produkowania szparagów” - podsumowuje Jeremi Mordasewicz z Lewiatana. - „Jest trzecia opcja. Niemcy przestaną lubić szparagi, ale to się wydaje najmniej prawdopodobne.”

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)