Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Polskie miasta rozwijają się coraz szybciej

0
Podziel się:

W ostatnim numerze Polityki, znajduję się raport na temat tego, że polskie miasta znakomicie się rozwijają. „Historycy kiedyś odnotują: przełom wieku XX i XXI, rozkwit miast – nie zawsze planowany efekt transformacji ustrojowej. Uboczny, a jakże przyjemny”. Tak kiedyś historycy będą opisywali naszą rzeczywistość?

MAREK TEJCHMAN:
W ostatnim numerze Polityki, znajduję się raport na temat tego, że polskie miasta znakomicie się rozwijają. „Historycy kiedyś odnotują: przełom wieku XX i XXI, rozkwit miast – nie zawsze planowany efekt transformacji ustrojowej. Uboczny, a jakże przyjemny”. Tak kiedyś historycy będą opisywali naszą rzeczywistość?

MARTYNA BUNDA, z tygodnika "Polityka":
Miejmy taką nadzieję. To jest taki nasz żart redakcyjny, natomiast rzeczywiście, w przypadku paru polskich miast, a na pewno na przykład Zamościa, to jest decydujące 5 minut tego miasta. W tej chwili się waży, co będzie się działo z tym miastem za lat 20 i mam poczucie, że to miasto jest na fajnej drodze, że znalazło jakiś pomysł na siebie i ten pomysł realizuje. Ale odwiedziliśmy parę miast, nawet bardzo dużo. W końcu wysupłaliśmy z tego całego worka parę, jak nam się wydaje, w tej chwili rozgrywają swoją wieloletnią historię. To jest właśnie Wrocław, Zamość, Kraków, Poznań, Gdańsk, Sopot.

MAREK TEJCHMAN:
Czyli głównie duże miasta, ale też mniejsze, takie właśnie jak Zamość, ale z wielką historią?

MARTYNA BUNDA:
Tak. Ja myślę, że można by jeszcze parę miast do tej listy dopisać. Natomiast my wyłuskaliśmy, naszym zdaniem, taką czołówkę czołówek. Rzeczywiście to są głównie duże miasta, pewnie dlatego, że dużym miastom jest łatwiej, mają większe fundusze, które mogą dołożyć do takiego worka funduszy Unii Europejskiej i coś wspólnie zrobić, przez co mają większe przebicie na polu międzymiastowym, a nawet międzynarodowym. Myślę, że Zamość pięknie się w to zjawisko wpisuje,bo Zamość ma Zamojskiego. Mówią o nim, że to jest najlepszy produkt marketingowy, bo to jest osoba, która na przykład jest w stanie ściągnąć arystokrację światową do Zamościa. Już w tej chwili planują na przyszły rok, coś takiego jak biennale sztuki, to jest taka międzynarodowa impreza, która będzie między innymi w Polsce, tylko w Zamościu, cyklicznie co cztery lata. Myślę, że może to być fajna rzecz, zwłaszcza że Anda Rottenberg, dawna szefowa Zachęty, będzie nad tym wszystkim czuwała. W tej chwili postanowili kulturę żydowską u siebie wykorzystać,
idąc śladem Krakowa, o którym też w raporcie pisaliśmy. Oddali międzynarodowej społeczności synagogę, planują tam jakieś fajne, interaktywne muzeum i tak dalej i tak dalej. Tych pomysłów oni mają strasznie dużo. Bo tak właściwie całe to zjawisko się do pomysłów sprowadza. Do tego, że parę osób lokalnych miało jakiś pomysł. Właściwie to kilkadziesiąt osób, które się wokół siebie skupiły, te pomysły się zazębiają, zazębiają się dobre chęci. Ktoś coś załatwi, często przy winie, a nie jakimiś tam urzędowymi drogami. Wszystko się tam nakręca, nakręca i w tej chwili jest jakiś moment przełomowy, tak nam się przynajmniej wydaje.

MAREK TEJCHMAN:
Czyli trzeba trochę poszperać w swojej własnej historii, trochę się zastanowić i trzeba być chyba trochę hobbistą, trochę kochać to miejsce?

MARTYNA BUNDA:
Tak, dokładnie tak. Poszperać po swoim osiedlu, po instytucjach, które już są i trzeba się chcieć dogadywać z ludźmi, żeby zrobić coś razem.

MAREK TEJCHMAN:
Trzeba się starać różnić od innych miast?
MARTYNA BUNDA: Miasta i tak się różnią, tylko świetnie jest jeżeli człowiek zdaje sobie sprawę, w jaki sposób się różni. Tutaj przykładem może być Wrocław, którego wątek nam się w tekście nie zmieścił. Wrocław jako jedyne polskie miasto miał odwagę zagospodarować taką niszę kultury gejowskiej. Okazuje się, że po kilu latach, po trzech, może pięciu, jest jedynym z najważniejszych miast na mapie europejskiej kultury gejowskiej. Nie mówiąc o tym, że przyjął chór gejowski, którego żadne inne miasto nie chciało przyjąć. Ale to jest kupa maleńkich imprezek w malutkich knajpach, które są w rynku dlatego, że miasto prowadzi taką politykę, że one tam mają być i nic innego tam nie będzie. No i coś się wydarzyło, coś fajnego udało im się zbudować. Parę lat wystarczyło.

MAREK TEJCHMAN:
To też wiąże się chyba z tym, że we Wrocławiu rządziła młoda ekipa na początku lat 90-tych?

MARTYNA BUNDA:
Tak bardzo młoda, bardzo odważna i rzeczywiście ta ekipa się nie zmieniała. Ale to nie jest warunek. Okazuje się że w innych miastach, gdzie ekipy zmieniały się cały czas, jak na przykład Kraków, czy Zamość, też się daje. To jest na pewno ważna część składowa i myślę, że w przypadku Wrocławia było to bardzo ważne, natomiast nie jest to koniecznie. Ale była młoda ekipa, byli ludzie którzy mieli bardzo ciekawe pomysły, nieraz bardzo radykalne, ale byli bardzo konsekwentni. Na przykład kiedy remontowali starówkę, postanowiono, że kamienice będą tam głównie miejskie, żeby nie było problemu, że właściciel chciał tak, a nie inaczej. Gdy remontowano rynek w ogóle go nie zamykano, dawano ulgi finansowe knajpom, zwłaszcza knajpom, które otwierały ogródki. Taką menelską, jak to się mówiło we Wrocławiu ulice Kiełbaśniczą, przerobiono na ulice hoteli – to miały być takie małe hotele w kamienicach. Zachęcano do tego ludzi i tak jest. Są małe i wcale nie drogie hotele. Jakieś 120 zł kosztuje nocleg i to, jak na Wrocław
dla dwóch osób, to jest przyzwoicie. A to są bardzo ładne, bardzo fajne, bardzo estetyczne hotele, no i bardzo malutkie, tak trzydzieści pokoi. No to jest taki pomysł.

MAREK TEJCHMAN:
Wrocław z przywróconym herbem z czasów Habsburgów?

MARTYNA BUNDA:
Tak.

MAREK TEJCHMAN:
Zamość wracający do arystokratycznej tradycji. Kazimierz, który jest centrum kultury żydowskiej znowu.

MARTYNA BUNDA:
W Krakowie

MAREK TEJCHMAN:
Czyli takie odzyskiwanie pamięci?

MARTYNA BUNDA:
Nawet powiem więcej na temat Krakowa. Oni już zagospodarowali Kazimierz, zresztą on się sam zagospodarował. Już działał w 1989 roku przed całym naszym przewrotem, a nawet jeszcze troszkę wcześniej i tam się takie półprywatne festiwale kultury żydowskiej odbywały. Natomiast Kraków ma teraz zupełnie inny pomysł, oni bardzo się postarali, żeby na listę zabytków wpisać całą Nową Hutę i ten wątek wykorzystać. Postanowili przenieść tam część imprez turystycznych, coś zrobić, teraz tam jeszcze w ogóle nie ma knajp, nie ma restauracji, turysta poza zwiedzaniem nie ma co tam jeszcze robić. Ale już są pomysły, będzie muzeum jakieś tam, jedno, drugie, trzecie. W przypadku Krakowa to jest też fajna historia, wszystko z tych rzeczy zaczyna się od tego, że dwóm sąsiadom się chce. Taki ciekawy przykład jest ze świętami ulic, które robiły sobie swoje prywatne święta, zgłaszały się do urzędu o dofinansowanie, sąsiedzi robili zrzutkę, wystawiało się stoły na ulice, a na nie gospodynie wystawiały to, co się im udało upiec.
Były jakieś targi rupieci, występy zespołów skleconych z sąsiadów takich zaprzyjaźnionych i tak dalej. Nawet święto ulicy Sławkowskiej bardzo ładnie się rozwinęło i teraz nazywa się Europejskie Lato oraz jest bardzo poważną imprezą.

MAREK TEJCHMAN:
Czyli za bardzo małe pieniądze można zrobić coś fajnego?

MARTYNA BUNDA:
Tak. W tej chwili może to są już większe pieniądze, ale zaczęło się od tego, że ludziom się chciało, przy prawie zerowym budżecie.

MAREK TEJCHMAN:
A później przyjeżdżają ludzie którzy zostawiają już większe pieniądze?

MARTYNA BUNDA:
Tak. W przypadku Krakowa to są 3 mld zł. Myślę że jest to całkiem niezła sumka. Kraków próbował to jakoś wyliczyć i okazało się, że taki przeciętny turysta z Zachodu zostawiał jakieś 770 zł w poprzednich latach, ale to ma tendencję wzrostową. Teraz to będzie jakieś 800 zł. Polski turysta zdaje się, że przekroczył 300 zł. To są jakieś sumy. W przypadku Zamościa oni nie mają złudzeń, że teraz z tego będą żyli. W tej chwili z turystyki żyje może 10 - 20% ludzi. W przypadku innych miast małe bezrobocie już jest. W przypadku Zamościa bezrobocie ciągle jest duże. Z turystyki ciągle to miasto jeszcze nie żyje, natomiast myślę, że gdyby tej turystyki nie forsowało, nie robiło z tego ważnego elementu siebie samego, to za parę lat mogliby mieć bardzo duży kłopot.

MAREK TEJCHMAN:
Ale żadne z tych miast nie nastawia się żeby żyć wyłącznie z turystyki?

MARTYNA BUNDA: Myśle, że Kraków żyje głównie z turystyki, Wrocław w dużej mierze żyje z turystyki. Myślę, że Gdańsk też żyje w dużej mierze z turystyki. To jest bardzo trudno oszacować, bo budżety miast są bardzo skomplikowane i nie da się jednoznacznie oszacować z czego miasto żyje. Natomiast Kraków nie ma jakiegoś specjalnie dużego przemysłu, Wrocław też, właściwie w każdym z tych miast padł przemysł mniej, czy bardziej, a zazwyczaj bardziej.

MAREK TEJCHMAN:
To chyba też jest nadzieja dla tych miast jeśli chodzi o nowoczesne technologie, dlatego że ludzi pracujących w nowych technologiach przyciągają po prostu miejsca gdzie jest fajnie?

MARTYNA BUNDA:
Kraków rzeczywiście na to stawia, i już są tego pierwsze symptomy – duże firmy zagraniczne. A Wrocław, chociażby na przykład Hewlett Packard.

MAREK TEJCHMAN:
Polskie firmy informatyczne tam działają.

MARTYNA BUNDA:
Tak, tak. Jeśli chodzi o Wrocław to też wątek, który nam się w tekście nie zmieścił, tzn. Wrocław chciał żeby we Wrocławiu było fajnie na różnych poziomach. Począwszy od remontowania starówki i instalowania tam niesamowitej ilości knajpek, skończywszy na tym, że był taki moment, w którym prezydent Wrocławia dawał mieszkania polskim artystom za darmo na starówce wrocławskiej. Na przykład Kasi Stankiewicz w ten sposób się tam przeprowadziła, sprzedała swoje warszawskie mieszkanie, wyprowadziła się do Wrocławia i tam w tej chwili żyje. Kupa takich właśnie fajnych pomysłów, które zostały wprowadzone w życie i które były gdzieś tam celowe, miały perspektywę nie pięcioletnią, ale pięćdziesięcioletnią, albo i dłużej.

MAREK TEJCHMAN:
Czyli wystarczy chcieć. Problem może być tylko z dojazdem i z zakwaterowaniem?

MARTYNA BUNDA:
Tak, chociaż coraz mniejszy. W przypadku Krakowa to gigantyczną rewolucją są tanie linie lotnicze. Wiem, że tam prezydent stawał na głowie, łącznie z szantażowaniem lotniska, należącego do LOT-u, że jeśli będą protestować to on im utrudni. Oczywiście takie kuluarowe wątki są. Natomiast bardzo wzrasta liczba turystów przyjeżdżających do Krakowa od kiedy tam sześć tanich linii zaczęło działać. Biura podróży angielskie, bodajże w 2005 roku, może pod koniec 2004, do swojej stałej oferty wpisały wieczory kawalerskie w Krakowie. To właśnie pokłosie tego, że można tam polecieć, za jakieś symboliczne, na ich kieszeń, pieniądze. Wyjeżdżać na weekend zaczęło się już opłacać.

MAREK TEJCHMAN: Martyna Bunda, tygodnik Polityka, dziękuję.

turystyka
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)