Premier Leszek Miller przyjął dymisję Zbigniewa Sobotki i odwołał go ze stanowiska wiceministra spraw wewnętrznych i administracji.
Rano premier mówił w Polskim Radiu, że ma zaufanie do Zbigniewa Sobotki i wierzy, że jego dymisja ułatwi wyjaśnienie tak zwanej afery starachowickiej.
W piątek Zbigniew Sobotka sam zrzekł się immunitetu poselskiego i ustąpił z zajmowanego stanowiska. O swej decyzji poinformował na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej po spotkaniu z liderami SLD. Podkreślił na niej, że jest niewinny, a pojawiające się doniesienia iż jest zamieszany w tak zwaną "aferę starachowicką" są pomówieniem.
Wcześniej minister sprawiedliwości i prokurator generalny Grzegorz Kurczuk wystąpił do Sejmu o uchylenie immunitetu poselskiego Sobotce, uznając że materiały dowodowe zebrane w toku śledztwa Kieleckiej Prokuratury Okręgowej w sprawie "tak zwanej "afery starachowickiej" dostarczyły uzasadnionego podejrzenia popełnienia przez niego przestępstwa.
Kielecka prokuratura okręgowa chce postawić Zbigniewowi Sobotce trzy zarzuty: utrudniania śledztwa, ujawnienia tajemnicy państwowej i najpoważniejszy - narażenia życia i zdrowia policjantów.
Nazwisko Zbigniewa Sobotki zostało wymienione w nagranej przez policję rozmowie tefonicznej posła SLD Andrzeja Jagiełły ze starachowickimi samorządowcami, którzy mieli związki z tamtejszą grupą przestepczą. Jagiełło ostrzegł samorządowców o planowanej akcji policji przeciwko nim, powołał się przy tym na informacje uzyskane jakoby od Zbigniewa Sobotki.
W tej sprawie zarzuty postawiono dwóm byłym posłom SLD: Andrzejowi Jagielle i ówczesnemu szefowi świętokrzyskiego SLD, posłowi Henrykowi Długoszowi, który miał być bezpośrednim informatorem Jagiełły.