Jest ona prawdopodobnie pochodzenia czeczeńskiego.
Niewiele brakowało, a w Moskwie doszłoby do kolejnego aktu terroru. Do restauracji "Imbir" na ulicy Twerskiej-Jamskiej w centrum miasta przyszła podejrzanie wyglądająca kobieta. Według jednej z wersji nie chciała poddać się kontroli i dlatego została zatrzymana przez ochronę. Okazało się, że w plecaku miała ładunek wybuchowy, który ochrona wyrzuciła na ulicę.
W czasie rozbrajania ładunek eksplodował. Zginął jeden z pracowników federalnej służby bezpieczeństwa. Ładunek stanowiły dwa kilogramy trotylu.
Moskiewski prokurator Michaił Awdiukow powiedział, że nie ma wątpliwości co do charakteru zdarzenia. "To dalszy ciąg serii aktów terrorystycznych" - oświadczył. Kilka dni temu dwie kobiety-kamikadze wysadziły się w powietrze podczas festiwalu rockowego. Zginęło 16 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.