Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Gazeta Wyborcza" - afera z limuzynami

0
Podziel się:

W ciągu trzech lat przemycono do Polski ze Stanów Zjednoczonych i Kanady co najmniej kilkaset luksusowych limuzyn. Proceder rozkwitał dzięki sprawnej współpracy przestępców i skorumpowanych celników z Włocławka - pisze "Gazeta Wyborcza".

Mózgiem przekrętu samochodowego okazał się Jacek Ł. - przewodniczący komisji rewizyjnej przy Zarządzie Głwnym Federacji Związków Zawodowych Urzędów Celnych i mąż włoclawskiej prokurator. Na usługach grup przestępczych było ponadto co najmniej 8 celników. Jeden z nich -rzeczoznawca wyliczał w dokumentach długą listę fikcyjnych usterek i zaniżał wartość limuzyny. Tak wyceniony samochód trafiał na "polski obszar celny" i był rejestrowany na podstawioną osobę. Dalej auta trafiały do komisów samochodowych w całym kraju lub bezpośrednio do nabywców - opisuje proceder gazeta.
Leksusa, chryslera czy jeepa można było kupić od grupy nawet o 100 tysięcy taniej niż na giełdzie. Mimo to, dzięki zaniżonym opłatom celnym, na jednym samochodzie przestępcy zarabiali około 80 tysięcy złotych. Łupem dzielili się z celnikami, rzeczoznawcą oraz tymi, którzy go kryli. Z informacji dziennika wynika, że urzędnicy dostawali od każdego auta kilka tysięcy złotych do podziału.
"To jedna z większych afer celnych w III RP" - twierdzi w "gazecie Wyborczej" rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim - Roman Witkowski. Więcej o aferze we włocławskim urzędzie celnym w artykule gazety pod tytułem "Lewą limuzynę oclę".

"Gazeta Wyborcza"/Piotrowska/dyd

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)