Jednak jak pisze dziennik, chętnych do zarobienia 1500 złotych brutto na wsi lub 1000 złotych w miastach jest tak wielu, że część z nich zgłaszała się już w grudniu i niektóre urzędy miejskie zakończyły rejestrację, zanim ona oficjalnie się zaczęła. Najwięcej takich przypadków dziennikarze "Gazety" odnotowali na Śląsku i Zagłębiu.
Rafał Kalukin podkreśla na łamach dziennika, że niedopuszczalne jest zatrudnianie przy spisie krewnych i znajomych urzędników. Publicysta zauważa, że w wielu miastach urzędnicy potrafili wyważyć, kto najbardziej potrzebuje tych dwóch tygodni pracy, a urzędy pracy przygotowały listy osób aktywnie szukających pracy, które sprawdzą się jako rachmistrzowie.
Bezrobocie to problem zbyt poważny, by zmarnować szansę, jaką stał się dla bezrobotnych spis powszechny - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
iar/smogo/ab