Podczas lipcowej powodzi dach nad głową straciło dwa tysiące gdańszczan. Potrzeba dla nich 600 mieszkań, do dziś oddano 126 - czytamy w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
Dziennik przypomina, że prezydent Gdańska Paweł Adamowicz obiecywał po powodzi, że miasto znajdzie mieszkania dla wszystkich poszkodowanych. W lipcu, miejscy urzędnicy przydzielili lokale komunalne 12-u rodzinom, w sierpniu jedynie trzem.
Pod koniec sierpnia, władze miasta rozpoczęły przetarg na zakup nowych mieszkań dla powodzian. Został on jednak unieważniony, ponieważ żaden ze startujących w nim developerów nie dostrarczył wymaganych przez miasto zaświadczeń. W efekcie, do końca października, klucze do nowych mieszkań dostało tylko pięć rodzin. Kolejnych 13 otrzymało mieszkania komunalne.
Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej", we wrześniu, powodzianie - mieszkający do tej pory w akademikach - musieli przenieść się do hoteli, bo do miasta wrócili studenci. W tej sytuacji, by przyspieszyć zakupy mieszkań, władze Gdańska poprosiły prezesa Urzędu Zamówień Publicznych o zgodę na to, by nie musiały organizować drugiego przetargu. Podpisały z developerami umowy na zakup 183-ech mieszkań, które miały być wykończone do 30-go listopada. Wykonawcy nie byli jednak w stanie oddać inwestycji w terminie. Z tego powodu, w listopadzie przydzielono tylko 15 mieszkań komunalnych.
W grudniu - wylicza dalej "Wyborcza" - władzom miasta udało się kupić i rozdzielić wśród powodzian 52 nowe mieszkania. Kolejnych 26 rodzin wprowadziło się do bloków gminnej spółki Gdańskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego.
"Dla gdańskich powodzian potrzeba jeszcze 474 mieszań. 159 rodzin mieszka wciąż w hotelach. Za ich pobyt do tej pory zapłacono z kasy miasta ponad milion złotych. Mimo to wiceprezydent Gdańska Ewa Sienkiewicz twierdzi, że miasto całkiem nieźle sobie radzi" - pisze "Gazeta Wyborcza".
iar/Gazeta Wyborcza/Kalinowski/dj