Dziennik informuje, że instytucje zajmujące się ochroną środowiska w Polsce tylko w części finansowane są z budżetu państwa. W dużym stopniu ich działalność możliwa jest dzięki pozabudżetowym funduszom celowym - takim jak istniejące od początku lat 90. Narodowy i Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska, które gromadzą opłaty za korzystanie z przyrody oraz kary pieniężne płacone przez trucicieli, obracają nimi i pomnażają je - pisze "Gazeta Wyborcza". Za te pieniądze w wielu parkach robi się plany i programy ochrony ginących gatunków, wykupuje się grunty od prywatnych właścicieli, odnawia się drzewostan, buduje oczyszczalnie, filtry, wydaje książki i przewodniki.
W środowiskach ekologów wskazuje się, że dzięki odebraniu jednostkom budżetowym Ministerstwa Środowiska prawa do finansowania z funduszy więcej pieniędzy z tych źródeł dostałby przemysł i samorządy. "W takiej sytuacji parki narodowe będzie można zamknąć na kłódkę" - przestrzegają ich dyrektorzy. Tymczasem pieniądze z narodowego Funduszu nie są środkami wyrwanymi nauczycielom albo pielęgniarkom, ale tylko niewielkim zadośćuczynieniem, jakie płaci przemysł za niszczenie i zatruwanie środowiska - pisze "Gazeta Wyborcza" w artykule pod tytułem "Za co zjedzą żubry?".
"Gazeta Wyborcza"/Piotrowska /Skw.