Dziennik pisze, że nasz resort rolnictwa będzie walczył o co najmniej 40 procent. Byłby to przełom, bo jeszcze do niedawna rząd zabiegał całości dopłat od pierwszego dnia naszego członkostwa - przypomina dziennik.
"Według wstępnych, nieoficjalnych szacunków resortu rolnictwa, 40 procent dopłat w pierwszym roku członkostwa jest absolutnym minimum, poniżej którego Polsce nie opłaca się wprowadzać unijnych mechanizmów ograniczających produkcję, jak kontyngenty na zboża czy kwoty cukrowe i mleczne" - pisze Wyborcza. Dodaje, że właśnie o co najmniej 40 stoprocentowym progu dopłat, poniżej którego Polska nie zejdzie w rokowaniach, miał powiedzieć w półoficjalnej rozmowie z szefem dyrekcji do spraw rozszerzenia Komisji Europejskiej minister Jarosław Kaliniowski.
Oficjalne stanowisko rządu zostanie ogłoszone jednak dopiero po przedstawieniu przez Unię jej stanowiska w kwestii rokowań rolnych. Stanie się to najwcześniej w połowie tego roku - pisze dziennik.
Wyborcza dodaje, że biorąc pod uwagę scenariusz Komisji, w 2004 roku przeciętny rolnik otrzymywałby tylko 435 euro, czyli 1583 złote rocznie. "Dostęp do tych pieniędzy byłby jednak dużo prostszy niż dzisiaj dla unijnych farmerów, bowiem komisja zaproponuje tak zwany uproszczony system dopłat " - pisze dziennik dodając, że niezależnie od wielkości plonów i tego, czy zdążymy na czas zbudować i przećwiczyć całą rolną biurokrację, o pieniądze z Brukseli będzie mógł się starać każdy właściciel gospodarstwa powyżej 0,3 hektara.
Więcej o unijnych dopłatach dla rolników w Gazecie Wyborczej w artykule pt" Ćwierć za mało".
iar/Wyborcza/przybylik/d.nyg
