"Gazeta Wyborcza" dotarła do stanowiska rolnego Unii, które lada dzień trafi na stół rokowań z Polską.
Unia odrzuciła w nim bezwzględnie większość naszych postulatów. Zgodziła się tylko na te, których przyjęcie nic ją nie kosztuje, na przykład oznacznie "wina marki wino" nazwą "polskie wino owocowe" - pisze "Gazeta Wyborcza". To jest stanowisko Unii na pierwszą, mniej istotną część negocjacji rolnych. Jednak unijni eksperci ostrzegają, że spory w tej części rozmów nie ułatwią rozwiązania kwestii najważniejszych - wielkości limitów produkcji cukru czy mleka i skali dopłat do produkcji zbóż, wołowiny czy roślin oleistych. W połowie przyszłego roku Unia zaproponuje prawdopodobnie subsydia od poziomu pół miliarda lub miliarda euro rocznie, chociaż nasz rząd oczekuje od razu 4 miliardów.
Jak pisze w komentarzu "Gazety Wyborczej" Jacek Pawlicki, w necocjacjach rolnych z Unią Europejską trzeba mierzyć "zamiar podług sił". Nie doszliśmy jeszcze do kwestii najważniejszych - pieniędzy, limitów produkcji mleka, cukru, skrobi ziemniaczanej ani ustalenia średnich plonów, od których zależą kwoty subsydiów do produkcji rolnej, a już widać, że Unia łatwo nie ustąpi. Wspólną politykę rolną wiele krajów członkowskich traktuje jak świętą krowę. Nie możemy też liczyć na hojność Europy w czasach, gdy każdy trzyma się za portfel - uważa Pawlicki. Być może unijną politykę rolną i finansową da się dostosować do potrzeb Polski, będąc już w środku. Według komentatora "Gazety Wyborczej", z powodu szczupłego budżetu Unia nie da nam od razu tych samych praw i pieniędzy co swoim rolnikom, a my nie zdołamy spełnić wszystkich obowiązków i dziesiątek tysięcy stron unijnych przepisów.
"Gazeta Wyborcza"/makowska/dabr
