Andrzej S. podkreśla, że robił zdjęcia, aby udokumentować swoją pracę. Dodaje, że pracował z dziećmi autystycznymi. Podczas przeprowadzki postanowił część z nich wyrzucić. Psychologa oskarżono po tym jak ktoś znalazł je w śmietniku. Oskarżony twierdzi, że powtórzyłby te same eksperymenty z pacjentami. Podkreśla, że dzieci nigdy nie były przedmiotem jego fascynacji seksualnych, a całą sprawę nagłośniły media.
Prokurator rejonowa na Mokotowie Anna Marcinkowska uważa z kolei, że Andrzej S. przekroczył granice pracy naukowej. W rozmowie z "Gazetę Wyborczą" podkreśla, że okoliczności sprawy świadczą o tym, że nie była to forma terapii. Dodaje, że metody pracy Andrzeja S. nie były zdarzeniami przypadkowymi lub uzasadnionymi potrzebami terapii. Nie chciała jednak ujawnić, czy zdjęcia świadczą o tym, że dzieci był molestowane seksualnie. Wywiady z Andrzejem S. oraz Anną Marcinkowską w "Gazecie Wyborczej".
iar/GW/km/pul
