Z artykułu w tygodniku dowiadujemy się, że 80 lat temu radio było małym pudełeczkiem z kryształkiem. Były to Detefony, wymagajace 50 metrowych anten. Nie miały żadnego źródła zasilania a ich wadą był słaby zasięg. Po wybudowaniu masztu w Raszynie w 1931 roku, Detefonu można było używać w całej Polsce. Dla słuchacza zamożniejszego pojawił się na rynku w 1932 roku głośnik ze wzmacniaczem do aparatów detektorowych Amplifon. Już nie trzeba było używać słuchawek, można było słuchać radia w większym gronie.
Autorka artykułu Agnieszka Sowa prześledziła kolekcję zbieracza starych radioodbiorników Piotra Paszkowskiego. Pisze o radioodbiornikach, które służyły podczas wojny niemieckiej propagandzie. Pozbawione były skali. Jedna gałka regulowała głośność a druga umożliwiała wybór między trzema niemieckimi stacjami. Agnieszka Sowa wspomina też słynne kołchoźniki, radioodbiorniki z wileńskiej fabryki Elektrit i dzierżoniowskiego Pioniera.
"Teraz radioodbiornik powoli zanika jako odrębny przedmiot. Stał się elementem telefonu komórkowego, samochodu, zegarka , komputera. Panelem, chipem, kartą podpietą do płyty głównej, ciągiem binarnych sygnałów rozsyłanych Internetem" - czytamy w "Polityce" .
"Polityka'/łut/sawicka