Szkoda jednak, że nie podała, kto oprócz nich był na tej bieżni" - pisze publicysta.
Janusz Steinbarth zwraca uwagę, że o Roverze mówiło się od kilku tygodni. Informacja resortu gospodarki dla nikogo nie była więc zaskoczeniem. Ministerstwo przyznało, że Rover ścigał się sam z sobą, bo tak naprawdę nie miał konkurentów. "Były przed nim dwie firmy azjatyckie, ale sprint tamtych miał miejsce kilka miesięcy temu" - przypomina komentator.
Publicysta "Prawa i Gospodarki" podkreśla, że podczas wczorajszego spotkania w sprawie losów fabryki na Żeraniu dziennikarzy zaskoczył fakt, kto w imieniu Rovera przyjechał do Warszawy. Otóż był to... dyrektor biura prasowego brytyjskiej firmy, który - zdaniem Steinbartha - poza kilkoma gładkimi ogólnikami właściwie nie powiedział nic.
Prawo i Gospodarka 8-9.06/Skrzypczak/ab