"Kiedyś prowadziliśmy badania dotyczące deklaracji inwestorów zagranicznych i okazało się, że zbiorcze sumy są często bardzo mylące" - powiedział Rzeczpospolitej Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. "Część deklarowanych jako inwestycje środków w rzeczywistości pozostaje na depozytach za granicą, z przeznaczeniem na ochronę środowiska czy różnego rodzaju potencjalne odszkodowania. W istocie więc rzeczywisty napływ środków będzie prawdopodobnie jeszcze niższy" - mówi Sadowski. Jego zdaniem, ważniejsze jest jednak to, co będzie z tych środków wynikało dla polskiej gospodarki. "Jeżeli ogłoszona niedawno inwestycja Toyoty o wartości 300 milionów euro stworzy jedynie 700 nowych miejsc pracy, to proszę sobie wyobrazić, jakiego rzędu inwestycji potrzebowalibyśmy, żeby realnie ograniczyć trzymilionowe bezrobocie panujące w kraju" - podsumowuje Andrzej Sadowski.
Wiecej na ten temat w Rzeczpospolitej - "Mniej inwestycji zagranicznych".
iar/zasadzinska