Formacje uzbrojone w opryskiwacze plecakowe i śmigłowiec Mi-2 ruszyły do ataku z ziemi i powietrza.
Pracownicy są w kombinezonach i maskach przeciwgazowych, na nogach gumiaki po pachwiny. Pracują po parę godzin o świcie i o zmierzchu, wtedy owady są najbardziej aktywne. Na pierwszy ogień poszły rzeczki: Srebrna i Kłodawka. "Śmigłowiec wchodzi do akcji tam, gdzie nie da się dotrzeć z ziemi" - mówi doktor biologii Agata Piekarska, monitorująca akcję. Środek o nazwie simulin dziesiątkuje siły wroga w zarodku. Zabijając larwy nim przepoczwarzą się w owady.
"Super Express" przypomina, że pierwszy raz Gorzów zwalczał meszki w ubiegłym roku. Z ziemi i powietrza opryskano 1269 hektarów. Akcja doprowadziła do eksterminacji aż 90 procent "gorzowskich krwiopijców".
IAR/se/pp/magos