Dom ministra okradziono w niedzielę wieczorem, ale dopiero wczoraj sprawa ujrzała światło dzienne. Willa położona jest na warszawskim Mokotowie. "Złodzieje weszli od tyłu. Wepchnęli okno wychodzące do ogrodu" - opowiadają policjanci.
Ministra w tym czasie nie było w domu. Złodzieje byli w środku krótko. Zabrali tylko przenośny komputer Cimoszewicza. Laptop leżał na łóżku.
Rzecznik rządu Michał Tober nie sądzi, by wraz z laptopem ministra w ręce rabusiów dostały się jakieś tajemnice państwowe. "Urzędników, którzy mają dostęp do tajemnic, obowiązują ścisłe procedury dotyczące ochrony poufnych informacji. Również ministrowie muszą ich przestrzegać" - powiedział "Superexpressowi" rzecznik rządu.
Jak pisze gazeta, sprawa kradzieży ministerialnego komputera owiana jest tajemnicą. Dochodzenie prowadzi Komenda Stołeczna Policji.
Obecny szef MSZ padł ofiarą złodziei nie po raz pierwszy - przypomina "Superexpress". W grudniu 1993 roku Włodzimierz Cimoszewicz gościł na bankiecie w telewizji Polsat. Był wówczas ministrem sprawiedliwości i wicepremierem. Na bankiet przyjechał Mercedesem 280E. Złodzieje ukradli auto spod hotelu Forum, mimo że pilnowali go agenci Biura Ochrony Rządu.
W czerwca 1999 roku Cimoszewicz także stracił auto. Miał stłuczkę i jego Daewoo Nubirę trzeba było odwieźć na lawecie do warsztatu. Złodzieje ukradli lawetę razem z samochodem.
IAR/Supeerexpress/dabr