Sprawę wywołali politycy, zapowiadając w kampanii wyborczej do parlamentu zasadę bezpośredniego wyboru wójta, burmistrza i prezydenta. Jednym głosem wypowiadały się na ten temat zarówno SLD, jak i PO. PSL - choć zgłaszało wątpliwości i zastrzeżenia - także było za takim pomysłem. Pierwsze uzgodnienia co do zgłoszenia wspólnej inicjatywy nastąpiły tuż po wyborach, kiedy to koalicja SLD-UP rozpoczęła cykl konsultacji ze wszystkimi ugrupowaniami parlamentarnymi. Dogadano się także, iż należy skrócić kadencję samorządów, tak by wybory odbywały się wiosną, a nie jesienią.
"Trybuna" przypomina, że jednak oba ugrupowania zaczęły modyfikować swoje stanowiska i przed świętami do laski marszałkowskiej trafiły więc dwa pakiety ustaw - autorstwa SLD i PO. Po, miejscami gorącej, dyskusji, podczas I czytania w Sejmie posłowie zdecydowali, iż "ucieraniem" projektów zajmą się sejmowe komisje.
"Mimo radykalnych różnic w ich treści, wśród posłów zaczyna rysować się szansa na kompromis" - pisze "Trybuna".
SLD - decyzją zarządu partii - zgodził się na przeprowadzenie bezpośrednich wyborów we wszystkich gminach. Sojusz chciałby przy tym, aby wójta, burmistrza lub prezydenta wybierano zwykłą większością głosów. Innego zdania jest PO. Platforma chce, by w razie niezdobycia przez żadnego z kandydatów ponad połowy oddanych głosów, w drugiej turze wyboru dokonywało zgromadzenie elektorów złożone z radnych. Liczy, że to byłoby niekorzystne dla Sojuszu. W gminach mogłyby bowiem tworzyć się koalicje "wszyscy przeciw SLD". Do rozstrzygnięć dojdzie jeszcze w tym tygodniu.
iar/Trybuna/płużyczka/dj