Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

RPP chowa głowę w piasek

0
Podziel się:

Los bywa przewrotny. Sytuacja ekonomiczna zmieniła się zasadniczo i obecnie oczekuje się od RPP podwyżki stóp procentowych. A tymczasem dotknięta dziwnym paraliżem niczym struś afrykański, szuka miękkiego piasku, żeby schować w nim głowę i ujść od odpowiedzialności

RPP chowa głowę w piasek

.

Stara gwardia Rady Polityki Pieniężnej odchodziła w niesławie. Ci przeklęci liberałowie, dusigrosze z NBP, którzy za nic nie chcieli popuścić monetarnego paska i wspomóc rząd przy rozpędzaniu wzrostu gospodarczego! Wiele obiecywano sobie po nowym składzie Rady, chciano nawet zmieniać ustawę o NBP, żeby zmniejszyć jego niezależność. Na razie nic z tego nie wychodzi.
Oficjalnie RPP i prof. Leszek Balcerowicz, przez NBP, usprawiedliwiają się brakiem decyzji o podwyżce nie dość precyzyjnymi szacunkami tzw. „efektów przejściowych” integracji z UE. Innymi słowy, obecne tendencje w miarach inflacji, które są monitorowane przez RPP, są tak mocno zaburzone sytuacją postakcesyjną, że sztab analityków i naukowców nie jest w stanie oddzielić tendencji gospodarki od efektu akcesji. Mówiąc prościej, nie wiadomo o ile zdrożał cukier i benzyna na skutek szybkiego wzrostu gospodarczego, a o ile na skutek przedakcesyjnego szoku popytowego. Ba, nie wiadomo nawet na ile sam wzrost gospodarczy jest wypadkową tego szoku i zakupów na zapas. Tym bardziej, nikt nie jest w stanie zmierzyć ani przewidzieć rozwoju skutków tychże zjawisk w przyszłości.

Tą tezę zdaje się potwierdzać zachowanie naszego rodzimego rynku kapitałowego. W pewnego rodzaju zastój wpadła giełda i rynek walutowy. Wstrzymano oddech w nadziei, że za miesiąc, dwa tendencje zaczną się znów wyraźniej krystalizować, a efekty szoku popytowego powoli będą ulegać wygaśnięciu. W tak wyraźnej prognozie przeszkadza jednak niewyraźna sytuacja polityczna bliska kryzysowi, a także ciągle galopujący (póki co bez doraźnych konsekwencji) dług publiczny.

Myślę, że RPP po prostu się boi. Po tak służalczych deklaracjach obecnych jej członków, wobec lewicowego rządu, po oświadczeniach o pełnej dyspozycyjności i współpracy, po powszechnym widzeniu „przestrzeni” do obniżki stóp procentowych, jak tu teraz podnieść stopy? Przecież jeśli, nie daj Panie Boże, wzrost gospodarczy ulegnie osłabieniu, wszelkie gromy od Unii Pacy, poprzez Samoobronę na LPR skończywszy, spadną na RPP. Że nielojalna, że nie dba po interes narodowy, że słucha się Balcerowicza, i że jest o zgrozo liberalna.

RPP przypomina obecnie rząd Waldemara Pawlaka z lat 90-tych. Nie robi nic, a póki wszystko jakoś wyjątkowo dobrze się toczy. Ale my dobrze wiemy, że takie nic nie robienie, kończy się potem dość wyraźnym kryzysem. Pierwsze sygnały już są. Inflacja producentów PPI już sięga 7,5% w skali roku. Inflacja konsumpcyjna zbliża się do poziomu 3%. Szaleje akcja kredytowa zwłaszcza wśród gospodarstw domowych, a oszczędności topnieją z miesiąca na miesiąc. Powoli zaczyna słabnąć dynamika eksportu, a aktywizuje się import. Przegrywamy strategiczną inwestycję za inwestycją – co za kilka lat będzie musiało skutkować wzrostem konkurencyjności importu na naszym rynku krajowym wobec produkcji rodzimej, która bez inwestycji w dłuższym okresie nie będzie równie nowoczesna co oferta z krajów ościennych.

Niskie stopy procentowe, zachęcają do bezkarnego zadłużania się państwa, wszelkich jego hybryd (ZUS, NFZ, agencje, agendy), samorządów, także jednak gospodarstw domowych. Jedynie przedsiębiorstwa po niedawnej restrukturyzacji wymuszonej kryzysem, zachowują minimum przyzwoitości i starają się póki co w pełni wykorzystać istniejący już potencjał produkcyjny. De facto więc RPP przyczynia się do gigantycznego wzrostu długu publicznego oraz do życia ponad stan obywateli, którzy konsumują beztrosko nie wykazując żadnych motywów ostrożnościowych.

Budżet państwa nie ma ze strony RPP żadnego bodźca ekonomicznego do ograniczania deficytu. Tak samo gospodarstwa domowe korzystając z niskiego oprocentowania kredytów, a tak naprawdę to łatwiejszej możliwości uzyskania zdolności kredytowej, wydają znacznie więcej niż wynika to z równowagi ekonomicznej. Co będzie jednak wówczas, jeśli inflacja zacznie rosnąć i nie będzie innego wyjścia jak tylko mocno podnieść stopy. Wówczas radykalnie podniesie się koszt obsługi pobranych i wydanych wcześniej kredytów, radykalnie spadnie zaciąganie nowych kredytów, a wzrost gospodarczy stanie pod znakiem zapytania. Gospodarka będzie musiała ponieść konsekwencje obecnego nadmuchania. Przecież nasza gospodarka idzie obecnie dokładnie tą samą ścieżką co USA w połowie lat 20-tych! Obecnie słyszymy tylko to, że jest świetnie i że zabawa trwa.

Dlatego apeluję do RPP o nie chowanie głowy w piasek i podjęcie adekwatnej do obecnej sytuacji decyzji – podniesienia stóp procentowych o 50 punktów bazowych. Co prawda, wzrost nieco osłabnie, ale gospodarstwa domowe nieco się opamiętają, a rząd zamiast myśleć na co by wydać kolejne miliardy deficytu, zacznie dostrzegać problem narastającego długu publicznego. RPP powinna również wystąpić z apelem do rządu i parlamentu o jak najszybsze zwolnienie zysków długoterminowych inwestycji finansowych gospodarstw domowych z podatku dochodowego, tak aby odwrócić tendencję przejadania oszczędności i konsumpcji ponad stan na kredyt. Uważam bowiem, że na dłużą metę nie da się utrzymać stabilnego wzrostu na przyzwoitym poziomie finansując inwestycje praktycznie tylko z oszczędności zagranicznych.

Cóż nam bowiem z tego, że co roku będziemy mieć 5% wzrostu gospodarczego i 10% deprecjację waluty wobec najważniejszych światowych walut. Nawet jeśli płace będą rosły w tempie tego wzrostu to i tak siła nabywcza naszych dochodów będzie maleć, a nasze PKB liczone w walucie obcej także.

Zyski budżetowe z opodatkowania inwestycji finansowych gospodarstw domowych są żadne, to ułamki procentu dochodów budżetu. A szkody jakie w długim okresie czasu wyrządzą gospodarce są ogromne. Kapitał krajowy ukarany tak wysokim podatkiem ustąpi całkowicie pola inwestorom finansowych z zagranicy. Nasi krajowi ciułacze nie będą w stanie nawiązać konkurencji z potężnym światem finansowym Zachodu. Podatek ten dotyka zwłaszcza klasy średniej, która generuje na tyle wysokie dochody, aby generować i oszczędności. Jednak ich skala nie pozwala na skuteczne transfery za granicę i unikanie ich opodatkowania. Osobiście nie znam żadnego kraju, który bez oszczędności potrafi zbudować solidną gospodarkę, a my zamiast budować to naturalne zaplecze wzrostu, zarzynamy koguta zanim nauczy się piać.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)