Gliwicka prokuratura ustaliła ponad wszelką wątpliwość, że górnik, który doznał obrażeń w kopalni Bielszowice na dzień przed poniedziałkowym wypadkiem, nie został oblany wrzącą wodą - jak napisano w notatce przedstawionej służbom BHP w kopalni - lecz został poparzony w wyniku zapalenia się metanu.
Prokurator Ewa Zajączkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która była gościem "Sygnałów Dnia" w Pierwszym Programie Polskiego Radia, powiedziała, że po przesłuchaniu pokrzywdzonego górnika i lekarza, ustalono iż obrażenia z całą pewnością powstały na skutek zapalenia się metanu. "Charakter obrażeń w sposób jednoznaczny na to wskazuje" - dodała Ewa Zajączkowska. Zatem w notatce przedstawionej służbom BHP w kopalni napisano nieprawdę - podkreśliła prokurator dodała Ewa Zajączkowska.
Poseł Jan Chojnacki, który przez wiele lat był dyrektorem jednej ze śląskich kopalń, podkreślił, że zatajenie wypadku było ewidentną winą kierownictwa kopalni i nigdy nie powinno do tego dojść. Gdyby kierownictwo poinformowało o zapaleniu się metanu, wydobycie przy tej ścianie powinno zostać wstrzymane. Tymczasem górnicy wrócili do pracy następnego dnia.
Poseł Chojnacki zwrócił uwagę na zbyt małą liczbę doświadczonych kadr w górnictwie. Jego zdaniem, w wyniku restrukturyzacji tej branży na emeryturę odeszło zbyt wielu doświadczonych ludzi, co - jak stwierdził gość "Sygnałów Dnia" - również może stanowić pewne zagrożenie dla bezpieczeństwa w kopalniach.
Spośród 17 poparzonych górników, 13 wciąż przebywa w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Lekarze ich stan określają jako ciężki. Wszyscy mają głębokie poparzenia obejmujące od 20 do 60 procent powierzchni ciała. Najciężej poparzony górnik nadal jest nieprzytomny - oddycha za pomocą respiratora.