Bandyta nadal jest na wolności.
Z nieoficjalnych informacji Polskiego Radia Pomorza i Kujaw wynika, że Sławomir K. nie został zastrzelony - jak informowała policja - a zasztyletowany. Świadkami zdarzenia, które rozegrało się w okolicach ulicy Podgórskiej byli koledzy zamordowanego, którzy obserwowali sytuację z dużej odległości. Było ciemno, więc widzieli jedynie jak morderca zadaje Sławomirowi K. ciosy. Zaczęli krzyczeć, żeby przestał. Przypuszczali, że bandyta bije funkcjonariusza pięścią; ten jednak miał w ręku nóż.
Na okrzyki kolejowych policjantów zareagował w ten sposób, że osuwającemu się na ziemię Sławomirowi K. wyrwał z kabury pistolet i zaczął strzelać w kierunku biegnących SOK-istów. Następnie oddał strzał do leżącej ofiary. Nie trafił. Sekcja zwłok nie wykazała żadnej rany postrzałowej.
Udało mu się wsiąść do Poloneza i odjechać. Potem porzucił samochód, zaś następnie w pobliskim garażu zauważył starszego człowieka. Był to Henryk P. Starszy pan wyszedł późnym wieczorem, aby umyć samochód. W trakcie pracy został napadnięty przez mordercę Sławomira K., który zażądał kluczyków do auta. Na swoje nieszczęście Henryk P. nie miał ich przy sobie. Bandyta zamordował Henryka P. z zimną krwią strzelając mu w czoło. Pistolet znaleziono kilkaset metrów dalej.