Tymczasem od wczoraj w stolicy Liberii - Monrowii zginęło 90 cywilów.
Prosząc Stany Zjednoczone o wysłanie sił pokojowych do Liberii, Kofi Annan podkreślał, że sprawa jest bardzo pilna. "Trzeba interweniować zanim będzie za późno" - mówił sekretarz generalny ONZ.
Podobny apel skierowali do Waszyngtonu przywódcy państw Afryki Zachodniej. Zaoferowali oni jednocześnie dołączenie swoich wojsk do amerykańskich sił pokojowych.
Bialy Dom jest jednak wyraźnie niechętny interwencji w Liberii. Prezydent George Bush mówi, że prowadzi konsultacje, zapewnia iż bacznie śledzi rozwój wydarzeń i wzywa strony konfliktu do respektowania zawieszenia broni.
Wedlug komentatorów, Waszyngton wzdraga się przed wysłaniem wojsk do Liberii z kilku powodów. Po pierwsze, Stany Zjednoczone nie mają w tym kraju interesów. Po drugie, przedłuża się misja żołnierzy amerykańskich w Iraku. Po trzecie, wciąż świeża jest w USA pamięć o upokorzeniu doznanym podczas interwencji w Somalii. I wreszcie, jak pokazują sondaże opinii publicznej, wysłaniu wojsk do Liberii sprzeciwia się większość Amerykanów.
Jak dotąd Stany Zjednoczone wysłały jedynie 41 żołnierzy piechoty morskiej do ochrony własnej ambasady w Monrowii. Gdy wczoraj mieszkańcy stolicy Liberii dowiedzieli się o tym, złożyli pod amerykańską ambasadą zmasakrowane ciała 18 cywilów, którzy zginęli w ostrzale moździerzowym.