Według amerykańskich władz, pewne jest tylko, że brak prądu nie jest wynikiem działalności terrorystów. Zapewnił o tym prezydent George Bush.
Rzecznik Federalnej Komisji do spraw Regulacji Energetyki Bryan Lee powiedział, że wszystko zaczęło się od awarii w elektrowni na Manhattanie, co miało efekt domina i spowodowało przerwę w dopływie prądu aż w Kanadzie.
Według jednej z hipotez, przyczyną awarii mogło być przeciążenie sieci energetycznej Niagara Mohawk, co spowodowało przerwy w dopływie prądu na dużym obszarze, i automatyczne wyłączenie elektrowni w Nowym Jorku. W mieście wprowadzono stan wyjątkowy.
Kiedy tuż przed popołudniowym szczytem, o 16-ej czasu lokalnego (o 22-ej czasu polskiego), zabrakło w Nowym Yorku prądu, z wieżowców na Manhattanie wyszły na ulice dziesiątki tysięcy ludzi, którzy, nad tunelami metra, gdzie stały unieruchomione pociagi, musieli iść pieszo do domów położonych w często odległych dzielnicach i przedmieściach. Inni mieszkańcy miasta uwięzieni byli godzinami w windach oraz w wagonach metra, nierzadko pod dnem rzeki.
Przez kilka godzin trzy nowojorskie lotniska oraz porty lotnicze w Detroit, Cleveland oraz kanadyjskich Toronto i Ottawie nie przyjmowały ani nie odprawiały samolotów. Odwołanych zostało kilkaset lotów. Teraz ruch lotniczy został już przywrócony.