Tadusza M. znalazł martwego wczoraj rano starażnik aresztu śledczego na warszawskim Mokotowie. Mężczyzna był powieszony na sznurze zrobionym z prześcieradła. Nie wiadomo, czy przyczyną było samobójstwo, czy też zgon Tadeusza M. nastąpił przy udziale innych osób.
Zdaniem ministra spraw wewnętrzych Krzysztofa Janika śmierć Tadeusza M. może uniemożliwić ostateczne wyjaśnienie sprawy zabójstwa Jacka Dębskiego. Tadeusz M. był uważany przez policję i prokuraturę, za zabójcę, który wykonał zlecenie, a zleceniodawcą morderstwa miał być Jeremiasz B., ps. Baranina. Oficjalnie wystepował on jako wiedeński przedsiębiorca budowlany, ale był uznawany za rezydenta pruszkowskiej mafii w Austrii. Jeremiasza B. austriacka policja aresztowała w lipcu ubiegłego roku, w Austrii będzie sądzony również za zlecenie zabójstwa Dębskiego.
Jacek Dębski został zastrzelony w nocy 11 kwietnia 2001 roku w Warszawie w pobliżu mostu Poniatowskiego. Wcześniej, wraz z gronem znajomych, wśród których była Halina G., ps. "Inka", luksusowa prostytutka, bawił się w znajdującej sie w pobliżu restauracji. To ona miała wywabić ministra z restauracji, a niedawno w trakcie śledztwa wyznała, że zabójcą był Tadeszu M. Halina G. od 15 miesięcy przebywa w areszcie. Postawiono jej zarzut pomocnictwa w zabójstwie. Na współpracę z policją zgodziła się, gdy obiecano jej znaczne zmniejszenie kary.
Policja ustaliła, że motywem zbrodni były nierozliczone rozrachunki Dębskiego z członkami gangu pruszkowskiego. Były minister miał zajmować się pośredniczeniem w załatwianiu atrakcyjnych gruntów w stolicy przedsiebiorstwom budowlanym. Na poczet załatwionych spraw miał pobierać wysokie zaliczki. Spraw nie załatwiał, a pieniędzy nie oddawał, powołując się na znajomości w UOPie. Według innej wersji - Dębski miał pożyczyć "Baraninie" milion dolarów, a ten zamiast pieniądze zwrócić, postanowił pozbyć się byłego ministra.