Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Więcej normalności zamiast "ciekawych czasów"

0
Podziel się:

Dotknęła nas Polaków klątwa brzmiąca „Obyś żył w ciekawych czasach”. Tylko od nas samych zależy, czy w przyszłym roku podwójnie wyborczym sprawimy, że czasy staną się może mniej ciekawe, ale za to państwo, a zwłaszcza jego życie gospodarcze będą wreszcie rządzić się bardziej przejrzystymi regułami.

Więcej normalności zamiast "ciekawych czasów"

Z kończącego się 2004 r. wychodzimy porażeni ogromem wiedzy o tym, jak funkcjonuje gospodarka w państwie przeżartym korupcją, gdzie w każdej ważniejszej strukturze komercyjnej czy regulującej jej działalność administracji co i rusz napotykamy ludzi związanych z Firmą ze stołecznej ulicy Rakowieckiej (nieistniejącą przecież formalnie od kwietnia 1990 r.) bądź jej wojskowym odpowiednikiem z Alei Niepodległości. Dowiedzieliśmy się o tym głównie dzięki obu komisjom śledczym, tej od afery Lwa Rywina i tej od Orlenu. Innym źródłem tej mało krzepiącej wiedzy, która nie wywołuje u obywateli entuzjamu do demokracji, są przecieki z tajnych dokumentów.

Weźmy np. te ostatnie, bez których miliony Polaków nie dowiedziałyby się, jak i u kogo trzeba antyszambrować czy raczej „performować”, żeby załatwić sprzedaż spółek Skarbu Państwa właściwemu inwestorowi (por. stenogramy ABW z podsłuchów rozmów Marka Dochnala i jego współpracowników na temat rosyjskich planów inwestycyjnych w Polsce etc.). Albo inne, równie świeże przecieki, z których wynika, że głową państwa jest „Prezio”, jego urząd to „Duży Pałac”, a poprzedniego szefa rządu jego współpracownicy i koledy z partii nazywali „Kierownikiem zakładu”. O tym, że język, jakim opisują rzeczywistość nasze rodzime „elity” najwięcej mówi o nich samych, ich aspiracjach i horyzontach, jeszcze dobitniej przekonaliśmy się dzięki przeciekowi z prokuratury w Tarnobrzegu. W ujawnionym fragmencie protokołu przesłuchania jednego z polityków przeczytaliśmy, że „Księżniczka” nalegała, by ministerstwo zdrowia podpisało z jej przyjacielem umowę, która pozwoliłaby mu zakończyć budowę fabryki osocza, chociaż pieniądze przeznaczone
na tę inwestycję - z kredytu bankowego gwarantowanego w większości przez Skarb Państwa - w podejrzany sposób zniknęły wytransferowane na prywatne konta. Zainteresowało to ze zrozumiałych względów Centralne Biuro Śledcze i prokuraturę.
Mowa oczywiście o Laboratorium Frakcjonowania Osocza, które – na podstawie decyzji podjętej w 1997 r. wbrew opiniom specjalistów przez ministra gospodarki Wiesława Kaczmarka – otrzymało gwarancje finansowe rządu na budowę fabryki leków z krwi pod Mielcem. Gwarancje podpisał ówczesny minister finansów Marek Belka, dzięki czemu to państwo zwróci bankom sprzeniewierzone przez nieuczciwych przedsiębiorców pieniądze. Księżniczka to nie kto inny tylko Pierwsza Dama Jolanta Kwaśniewska, kierująca się nieustającym przypływem sympatii do Włodzimierza Wapińskiego, czarującego inwestora ze Szwecji, tego samego, który u naszych sąsiadów zza Bałtyku dostał niegdyś prawomocny wyrok za udział narkobiznesie. Księżniczką nazwał Pierwszą Damę urzędnik, który ze względu na swoje wpływy i pozycję w gospodarce z udziałem Skarbu Państwa sam powinien być tytułowany wiceprezydentem. Ten możny tego świata to dyrektor gabinetu prezydenta Marek Ungier, który po wysłuchaniu księżniczki pośpieszył zakomunikować jej wolę ministrowi
zdrowia. Tym ostatnim był znany skądinąd z tolerowania korupcji w swoim urzędzie Mariusz Łapiński, który niedawno opowiedział o rozmowie z Ungierem prokuratorowi.

Wszystko to sprawia, że szaremu zjadaczowi chleba baltonowskiego coraz mniej chce się wstawać z łóżka, bo wie on dobrze, że bez znajomości „Księżniczki”, „Prezia” czy „Kierownika zakładu” nigdy żadnego poważnego biznesu nie rozwinie, a już z pewnością nie dostanie gwarancji od państwa. Strach też zagląda maluczkiemu w oczy, gdy siega po poranną gazetę drżąc w obawie, że kolejna straszna afera znów na niego z łamów wyskoczy jak wstrętny włochaty pająk. Dlatego nie dziwmy się naszemu poczciwince, gdy zeźlony swoim upośledzonym położeniem i brakiem perspektyw na świetlaną przyszłość, zamiast pójść na wybory, wyjdzie na ulicę na ustach mając stare hasło Marszałka z 1926 r. na „Bić k...y i złodziei”. Patrzeć tylko, jak ktoś obcy podsunie wtedy naszemu prostaczkowi nowe, lecz złowrogo kojarzące się hasło „Czas skończyć z tym pokracznym bękartem okrągłego stołu”.

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)