Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Zimna wojna gospodarcza

0
Podziel się:

Na naszych oczach odbywa się swoisty targ pomiędzy krajami surowcowymi a krajami rozwiniętymi. Tym pierwszym nie zależy na zwiększaniu wydobycia i obniżce cen. Drudzy natomiast nie są w stanie na dłuższą metę płacić tak dużo jak obecnie. Kompromis jest niezbędny. Tylko jak go wypracować?

Zimna wojna gospodarcza

Podczas gdy my pasjonujemy się kolejnymi przygodami wojennymi Józefa Tuska, tudzież strumieniem gotówki płynącym w stronę warszawskiego hospicjum, wielcy tego świata debatują. Narada odbywa się w Xianghe pod Pekinem, gdzie zjechali się przedstawiciele dwudziestu ministerstw finansów i banków centralnych najbardziej znaczących państw na świecie, czyli tzw. grupa G20. Bezpośrednio naszego rządu nie zaprosili (pośrednio reprezentuje nas UE), ale i tak pilnie powinniśmy nadstawiać ucha na te obrady. Coraz wyraźniej bowiem wieje silny wiatr zmian w światowej gospodarce, wiatr wymuszony wysokimi cenami surowców, ekspansją azjatycką i klęską systemu gospodarki socjalnej.

Za dwa miesiące w Hongkongu zbiera się WTO i na tym szczycie zapewne podjęte już będą pewne wspólne deklaracje zmierzające do dalszej liberalizacji światowych przepływów gospodarczych. Po to właśnie teraz w Chinach toczy się debata, bo szkoda byłoby spotykać się Hongkongu wyłącznie na herbacie.

Na naszych oczach odbywa się swoisty targ pomiędzy krajami surowcowymi a krajami rozwiniętymi. W skrócie można by było te negocjacje nazwać „ropa za żywność” gdyby nie irackie skojarzenia. O co bowiem chodzi? O pieniądze oczywiście.

Kraje OPEC i pozostałe surowcowe eldorada, które do OPEC formalnie nie należą, ale z nią współpracują, żyją obecnie jak u Pana Boga za piecem. Historycznie wysokie ceny na rynkach surowców, metali, złota, wciąż niezaspokojona, korzysta z ich punktu widzenia, nierównowaga pomiędzy podażą a popytem, dynamiczny rozwój Chin i Indii, wojny i huragany – to wszystko sprawia, że czy się stoi, czy się leży, 60 USD za baryłkę się należy.

Niektórzy jednak co bardziej przewidujący ekonomiści, zarówno po stronie płatników jak i płacących, wiedzą już, że takie eldorado nie będzie trwało wiecznie. A obydwa scenariusze jego końca mogą oznaczać same nieprzyjemności. Albo bowiem ktoś wynajdzie nowy sposób na pozyskiwanie taniej energii (np. tanią fuzję termojądrową) i wówczas trzeba będzie zejść z surowcowych hamaków, wziąć się za porządną pracę i konkurować cenowo z Chińczykami, albo płacący padną pod ciężarem kosztów za surowce a ich gospodarkom przytrafi się kryzys na miarę tego z lat 30-tych, co pociągnie za sobą także biedę dla dostarczycieli surowców. Ten drugi scenariusz ma 90 procent szans powodzenia w porównaniu z tym pierwszym.

Obecnie próbuje się wypracować następujący kompromis: kraje surowcowe zwiększą wydobycie i obniżą ceny surowców do przyzwoitych poziomów, Zachód przestanie chronić swoje rynki przed żywnością i dobrami nisko-przetworzonymi, Chiny zrobią porządek ze swoją walutą, zaś Czarna Afryka i inne biedne regiony dostaną od pozostałych trochę więcej niż zwykle pomocy, i to w formie wędki, a nie ryby.

Ten swoisty deal, jeśli uda się go przeprowadzić, pozwoli na dalszą integrację i globalizację gospodarki światowej, pomoże rozwijać się wszystkim grupom, a przede wszystkim zapobiegnie rosnącemu ryzyku nadciągającego kryzysu na świecie.

Pytanie brzmi jednak następująco- czy każda ze stron zgodzi się ponieść koszty tegoż kompromisu. Czy USA wpuszczą Azję jeszcze bardziej na swój rynek, co oznacza jeszcze bardziej niekorzystne zmiany w bilansie handlowym? Czy Europa zrezygnuje z protekcjonizmu w rolnictwie, przemyśle lekkim, oraz z modelu gospodarki socjalnej, do którego się tak przywiązała, czy obniży wysokość płac, aby nie dopuścić do dalszego wzrostu bezrobocia? Czy Chiny zrewaluują juana do poziomu ograniczającego ich ekspansję, co jest motorem rozwoju chińskiej gospodarki? Czy Bliski Wchód i Rosja dostrzegą interes w stabilizacji cen surowców na rozsądnym dla obu stron rynku, tak aby nie doszło do załamania gospodarek? Czy wreszcie wszyscy razem kiwną palcem w sprawie Czarnej Afryki, która sama sobie nie jest w stanie pomóc?

Strasznie dużo tych pytań, a pozytywne odpowiedzi możemy uzyskać tylko wtedy, kiedy strach przed ogólnoświatowym kryzysem i jego skutkami dotrze do świadomości wszystkich dyskutantów. Taka swoista zimna wojna gospodarcza, która utrzyma w ryzach każdą ze stron i wywoła rozsądne działania. O ile irracjonalne motywację nie wezmą góry w działaniach niektórych porywczych przywódców.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)