Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Zuber, pod nieobecność premiera, przypalił najbardziej smakowitą kiełbasę wyborczą

0
Podziel się:

Po dwóch miesiącach od wyborów wiadomo już, że wybudowanie w czasie kadencji 3 mln mieszkań było senną fantazją braci Kaczyńskich, a zwiększone siły policyjne będą się pojawiać na ulicach tylko podczas manifestacji zwoływanych przez seksualnych inaczej, lewicujące feministki oraz obrońców zwierząt i kwiatków polnych.

Zuber, pod nieobecność premiera, przypalił najbardziej smakowitą kiełbasę wyborczą

Po dwóch miesiącach od wyborów wiadomo już, że wybudowanie w czasie kadencji 3 mln mieszkań było senną fantazją braci Kaczyńskich, a zwiększone siły policyjne będą się pojawiać na ulicach tylko podczas manifestacji zwoływanych przez seksualnych inaczej, lewicujące feministki oraz obrońców zwierząt i kwiatków polnych.

Na odbywającego swą pierwszą zagraniczną podróż premiera Marcinkiewicza czekają po powrocie do domu dwie przykre niespodzianki. Oto doradca ekonomiczny premiera Marek Zuber przypalił definitywnie pod nieobecność szefa rządu najbardziej smakowitą kiełbasę wyborczą i ogłosił publicznie, iż żaden budżet nie byłby w stanie udźwignąć dopłat do tanich długoterminowych kredytów, które miałyby sfinansować taką liczbę mieszkań. Już za siedem lat państwo musiałoby bowiem zarezerwować na ten cel 18 mld złotych, a w następnych latach jeszcze więcej, czego nie zniwelowałyby podnoszone nawet co miesiąc akcyzy na paliwa. Według ministra transportu i budownictwa Jerzego Polaczka, optymalne jest dofinansowywanie budowy około 170 tys. mieszkań rocznie, a i to najwcześniej za trzy, cztery lata, czyli akurat wtedy, gdy obecna ekipa będzie się rozliczać z przedwyborczych obietnic.

Jakby tej fiksacji było za mało, wicepremier Ludwik Dorn ogłosił, że zapowiedziane przez premiera w expose zwiększenie o połowę patroli na ulicach, to kolejny sen zwycięskiej partii, ponieważ w komisariatach nie ma aż tylu policjantów. Przybędzie ich może za dwa lata. Jeśli budżet udźwignie tak znaczące rozmnożenie etatów.

W najbliższym czasie – i to jest pewne jak dwa plus dwa – wzmocnione siły policyjne będą używane tylko w obronie bełkotu przed regułami demokracji. Kiedy w PRL władza chciała wprowadzić zamęt w opinii publicznej, to stawiała opozycjonistów przed kolegium nie za głoszenie podczas manifestacji niewygodnych dla władzy haseł, ale za deptanie trawników. Teraz lokalne władze, chcąc przypodobać się partii Kaczyńskich, nie zezwalają na gwarantowane przez Konstytucję pokojowe zgromadzenia z powodu błędnego określenia nazwy placu, na którym ma się odbyć manifestacja. Zamiast powiedzieć wprost: nie pozwalamy, bo nie lubimy lesbijek oraz pozostałych homo, dygnitarze uciekają się do bełkotliwych chwytów, które spowodują jedynie eskalację protestów.

Bełkot staje się w pierwszych miesiącach Rzeczpospolitej nr 4 znaczącą kategorią polityczną, czego można było doświadczyć choćby podczas sejmowej debaty w tzw. sprawie becikowej. Konia z rzędem temu, kto się zorientował, czy PiS chce dać po 1000 zł na każde urodzone dziecko, czy tylko na dzieci poczęte w najbiedniejszych rodzinach. Jedne deklaracje padały z trybuny, inne liderzy rządzącej partii składali mediom, w myśl zasady byłego prezydenta: jestem za, a nawet przeciw.

Należy się obawiać, że rządząca ekipa, zawieszona między Samoobroną, LPR-em i PSL-em, będzie z tej zasady korzystać coraz częściej, bo w przeciwnym razie odpłynie w niebyt. Dotychczas mówiło się, że kiedy nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Teraz trzeba dodać: i o utrzymanie się przy władzy.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)