Mimo ostrej wyprzedaży obserwowanej na warszawskiej giełdzie (główny indeks WIG20 spadł dzisiaj powyżej 5 proc.) złoty nie stracił na wartości, a zyskał w relacji do rannego otwarcia. Po południu za jedno euro płacono 3,9700 zł, a za dolara 3,0990 zł. Relatywny spokój panował także na rynku długu, a rentowności obligacji tylko nieznacznie wzrosły w porównaniu do piątkowego zamknięcia. Z kolei podczas aukcji rocznych bonów skarbowych inwestorzy zgłosili popyt w wysokości 1,52 mld zł wobec oferty w wysokości 1,0 mld zł. Dariusz Filar z RPP stwierdził, że stopy procentowe są obecnie na właściwym poziomie i nie ma potrzeby ich zmieniać dopóki kolejne projekcje inflacyjne nie pokażą dużych zmian w tym zakresie. Odnosząc się do projektu przyszłorocznego budżetu przyznał, że są one ostrożne, a resort finansów będzie miał trudne zadanie, gdyż jest zobowiązany do trzymania wydatków w ryzach. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy zasugerował Polsce dalsze cięcia deficytu budżetowego (w przyszłym roku do 26 mld zł),
zaznaczając przy tym, że w obecnej sytuacji fundamenty makroekonomiczne są bardzo dobre. W tym roku wzrost gospodarczy powinien wynieść 4,8 proc. r/r , a w przyszłym 4,5 proc. r/r.
Na rynku eurodolara byliśmy dzisiaj świadkami odreagowania wcześniejszej przeceny. Okolice figury 1,27 zostały obronione i w kolejnych godzinach byliśmy świadkami sukcesywnych zwyżek, które po południu doprowadziły do przełamania poziomu 1,28. O godz. 117:10 za jedno euro płacono 1,2813 dolara. Na rynku zaczęto spekulować o zakupach wspólnej waluty ze strony inwestorów z Bliskiego Wschodu. Euro pomogła także wypowiedź Klausa Liebschera z ECB, który przyznał, że zagrożenia inflacyjne nie zmniejszają się, co rynek odebrał jako sygnał, iż na najbliższym czerwcowym posiedzeniu stopy w strefie euro zostaną podniesione.
