Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Łódź: B.dyspozytor pogotowia zamieszany w aferę "łowców skór" nie wróci do pracy

0
Podziel się:

Łódzki sąd pracy zdecydował we wtorek, że
łódzkie pogotowie nie musi przywrócić do pracy zwolnionego
dyscyplinarnie b.dyspozytora Tomasza S., podejrzanego w śledztwie
dotyczącym handlu informacjami o zgonach pacjentów.

Łódzki sąd pracy zdecydował we wtorek, że łódzkie pogotowie nie musi przywrócić do pracy zwolnionego dyscyplinarnie b.dyspozytora Tomasza S., podejrzanego w śledztwie dotyczącym handlu informacjami o zgonach pacjentów.

Pogotowie ma wypłacić S. odszkodowanie w wysokości kilku tysięcy złotych wraz z odsetkami - poinformował PAP zastępca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi Janusz Morawski.

"W ten sposób po wielkich perturbacjach sąd przyznał nam rację. Chociaż musimy zapłacić odszkodowanie w wysokości trzymiesięcznej odprawy wraz z odsetkami, to zrobimy to z wielką przyjemnością, bo niewielkim kosztem pozbędziemy się w ten sposób największego balastu całej tej afery" - powiedział PAP Morawski. Pogotowie zostało także obciążone kosztami procesu. Orzeczenie jest prawomocne.

Sprawa była rozpatrywana po raz drugi przez łódzkie sądy, po tym jak Sąd Najwyższy w marcu 2005 roku uchylił wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi, który nakazał dyrektorowi pogotowia przywrócenie S. do pracy, bo jako działacz związkowy podlegał ochronie.

W ub. roku sąd rejonowy zdecydował, że łódzkie pogotowie nie musi jednak przywrócić go do pracy. S. odwoływał się od tego wyroku, ale sąd drugiej instancji utrzymał go w mocy, zasadzając jedynie na rzecz b.dyspozytora odszkodowanie wraz z odsetkami od 2002 roku.

O wyroku napisał we wtorek portal Gazeta.pl, według którego pogotowie ma zapłacić Tomaszowi S. ok. 10 tys. złotych.

W lutym 2002 r. Tomasz S. został zatrzymany przez policję w związku z aferą w łódzkim pogotowiu. Prokuratura zarzuciła mu przyjęcie co najmniej 60 tys. zł w zamian za informacje o zgonach pacjentów, nakłanianie rodzin zmarłych do korzystania z usług konkretnych firm pogrzebowych i naruszenie tajemnicy zawodowej.

Pod koniec 2002 roku S. został dyscyplinarnie zwolniony z pogotowia. Według dyrektora placówki, jako pracownik stacji działał na szkodę firmy, kierując jednocześnie fundacją Na Ratunek, a więc - zdaniem dyrekcji - instytucją konkurencyjną dla pogotowia. Decyzję dyrektor podjął wbrew stanowisku Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, który nie wyraził zgody na zwolnienie swego przewodniczącego. S. odwołał się od decyzji dyrektora do sądu pracy.

We wrześniu 2003 roku sąd pierwszej instancji przywrócił S. do pracy. Od tego wyroku odwołał się z kolei dyrektor pogotowia. Sąd drugiej instancji w czerwcu 2004 roku oddalił apelację uznając, że Tomasz S., jako szef jednego ze związków działających w pogotowiu, był objęty szczególną ochroną i aby go zwolnić, dyrektor placówki powinien otrzymać na to zgodę związku. Wtedy dyrekcja pogotowia wniosła kasację do Sądu Najwyższego.

S. wrócił do pracy, ale wtedy zareagowała prokuratura, która zdecydowała o zastosowaniu wobec niego środka zapobiegawczego w postaci zawieszenia go "w czynnościach służbowych związanych z wykonywaniem pracy na stanowisku st. inspektora do spraw kontroli w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego oraz nakazania mu powstrzymania się od działalności polegającej na podejmowaniu pracy w instytucjach związanych z ratownictwem medycznym".

W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało ich śmierć.

W styczniu br. łódzki sąd okręgowy skazał nieprawomocnym wyrokiem dwóch b. sanitariuszy łódzkiego pogotowia oskarżonych o zabójstwa pięciu pacjentów na dożywocie i 25 lat więzienia. Dwóch b. lekarzy pogotowia oskarżonych o narażenie życia 14 pacjentów, którzy zmarli, zostało skazanych na 5 i 6 lat więzienia. Sąd na 10 lat zakazał im także wykonywania zawodu. Cała czwórka była także oskarżona o przyjmowanie pieniędzy za informacje o zgonach pacjentów. Sąd wymierzył im za to kary od 2 do 3 lat więzienia, zmieniając kwalifikację z łapownictwa na złamanie tajemnicy zawodowej i oszustwo polegające na doprowadzanie rodzin pacjentów do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.

Przed sądem toczy się drugi proces w sprawie "łowców skór". Tym razem na ławie oskarżonych zasiada pięciu b. pracowników łódzkiego pogotowia, w tym troje lekarzy oskarżonych o przyjmowanie pieniędzy od zakładów pogrzebowych za informacje o zgonach pacjentów.

Łódzka prokuratura nadal prowadzi śledztwo w sprawie afery w pogotowiu i zapowiada kolejne akty oskarżenia. Główne wątki śledztwa dotyczą: pozbawiania życia pacjentów przez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków, korupcji oraz opóźniania wysyłania karetek do pacjentów. W sumie podejrzanych jest 41 osób. W pierwszym wątku podejrzanych jest czterech lekarzy, w wątku korupcyjnym - 10 właścicieli zakładów pogrzebowych, siedmiu lekarzy oraz 24 byłych pracowników pogotowia. (PAP)

szu/ pz/ gma/

praca
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)