Wstępne wyniki wskazują na to, że laburzyści znaleźli się dopiero na trzecim miejscu po konserwatystach i liberalnych demokratach. Głównym powodem ich porażki był tak zwany "czynnik iracki".
Poranna prasa podkreśla, że frekwencja wyborcza była znacznie wyższa niż oczekiwano - wyniosła około 40 procent. Jednak fakt, że laburzyści utracili kontrolę w wielu radach samorządowych w obu krainach, nie będzie dobrze odebrany w siedzibie premiera Blaira na Downing Street w Londynie. Po raz pierwszy bowiem od objęcia władzy w 1997 r. Partia Pracy zajęła trzecie miejsce w wyborach lokalnych.
Dziennik "Independent" twierdzi, że brytyjscy wyborcy ukarali w ten sposób premiera Blaira za udział w irackiej wojnie u boku amerykańskiego prezydenta Busha.
Lewicowy "The Guardian" przewiduje, że jeśli równie złe dla Partii Pracy wyniki powtórzą się w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a kandydat laburzystów Ken Livingstone nie zostanie ponownie wybrany na burmistrza Londynu, będzie to początek końca rządów Toniego Blaira. Natomiast konserwatywny "Daily Telegraph" uważa, że gdyby podobne rezultaty zanotowano w wyborach powszechnych, które mają odbyć się za rok, laburzyści utraciliby wówczas swoją 161-mandatową przewagę w Izbie Gmin.