Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dług publiczny - zagrożenie czy szansa na stymulację?

0
Podziel się:

Z długiem publicznym jest jak z każdym innym długiem. Kiedy się go zaciąga - żyje się łatwiej. Jednak zawsze nadchodzi ten czarny dzień kiedy dług trzeba spłacić. Dopóki wzrost PKB w Polsce był dynamiczny i oscylował wokół 4-6% na rok, nie było problemu, teraz jednak w dobie znacznego spowolnienia gospodarczego temat długu publicznego powrócił

Z długiem publicznym jest jak z każdym innym długiem. Kiedy się go zaciąga - żyje się łatwiej. Jednak zawsze nadchodzi ten czarny dzień kiedy dług trzeba spłacić. W przypadku ekonomiki gospodarstw domowych limit zadłużenia jest prosty - bank udzielający nam kredytu żąda od nas zabezpieczeń i zdolności kredytowych i od tego uzależnia udzielenie kredytu, jego wysokość i formę spłaty. W przypadku przedsiębiorstw jest podobnie, jednak już sam proces spłaty kredytu nie jest tak oczywisty. Przedsiębiorstwo może zawrzeć układ i nie spłacić całego długu. W przypadku skarbu państwa jest jeszcze gorzej i jeśli państwo dopada kryzys długi mogą być w ogóle nie spłacone.

O długu publicznym bardzo głośno było w czasie apogeum argentyńskiego kryzysu. Wówczas z uwagi na dosyć efektowne i spektakularne wydarzenia za oceanem i równikiem porównywano Polskę do Argentyny i próbowano oszacować prawdopodobieństwo wystąpienia kryzysu u nas. Obecnie problem ten ucichł, szczególne zasługi na tym polu maja agencje ratingowe, które dobrze oceniają kondycję Polski jako dłużnika. Te same agencje jednak jeszcze dwa trzy lata temu dobrze oceniały jakość długu argentyńskiego. Nie żebym poddawał w wątpliwość jakość ocen tych agencji, ja tylko poddaję w wątpliwość trwałość takich ocen.

Zadłużenie skarbu państwa na koniec 2001 roku wzrosło wobec 2000 roku o ponad 17,1 mld zł. Już sama ta liczba jeszcze trzy lata temu zmroziłaby polski rynek finansowy. A przecież obecnie oceniamy tę liczbę bardzo pozytywnie. Dług publiczny na koniec 2001 roku wyniósł 283 mld 940 mln zł i wzrósł w ciągu roku o 6,4%. Dla przeciętnego odbiorcy liczby te wydają się tak abstrakcyjne, że nie sposób ich objąć. Podstawowe pytanie brzmi - czy to dużo, czy mało ? Jakiś obraz skali daje już przeliczenie długu na USD - wynosi on przy obecnym kursie ok. 71 mld USD. Wydaje się że to kwota znacząca, dużo większa od 24 mld USD pożyczonych przez Edwarda Gierka. W ostatnim roku zwiększyliśmy zadłużenie o ok. 4,5 mld USD.

Jednak nawet będąc osobą fizyczną zawsze porównujemy stan naszego zadłużenia do możliwości jego obsługi poprzez generowanie dochodów. Takim dochodem w skali państwa jest PKB. I standardową miarą określającą fakt, czy dane państwo jest mocno zadłużone czy też nie, jest właśnie relacja wielkości długu publicznego do PKB. Im większe PKB, tym większa możliwość pobierania podatków i większe dochody skarbu państwa.

Dopóki wzrost PKB w Polsce był dynamiczny i oscylował wokół 4-6% na rok, nie było problemu z długiem publicznym. Owszem mieliśmy świadomość tego, że mamy długi i że je spłacamy, liczyliśmy jednak jako państwo na szybki rozwój gospodarki oraz stopniowo relatywnie malejące obciążenie państwa długiem. Mały też i nieistotny wydawał się związek wpływu wzrostu deficytu i długu na długoterminowy wzrost gospodarczy. Rządy i bank centralny bardziej skupiały się na walce z inflacją.

Teraz jednak w dobie znacznego spowolnienia gospodarczego temat długu publicznego powrócił. Dlaczego? Bo dług publiczny powiększa się w tempie znacznie szybszym niż wzrost PKB. A to oznacza, że w naszym wskaźniku licznik rośnie szybciej od mianownika. I tak w relacji do PKB zadłużenie skarbu państwa w 2001 roku wzrosło tylko do 39,3% wobec 39,0% w 2000 roku. Przypominam, że wskaźnik ten nie może rosnąć w nieskończoność nawet z uwagi na względy konstytucyjne. Przy przekroczeniu 50% uruchamiane są już odpowiednie procedury mające na celu ograniczanie dalszego jego wzrostu, natomiast przy przekroczeniu 60% następuje swoista blokada budżetu pod kontem spłacania długu publicznego. Do pierwszego progu alarmowego pozostało nam jeszcze ok. 11% PKB.

Samo PKB w 2001 roku wyniosło ok. 722 mld zł. W tym roku będzie w granicach 750 mld zł. Dług publiczny może jednak wzrosnąć o wiele więcej, gdyż rząd planuje sporo operacji, które go powiększą. Przede wszystkim deficyt budżetowy, którego obecny planowany rozmiar ma wynieść ok. 40 mld zł. Sądzę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że w trakcie roku wzrośnie jeszcze o ok. 3-5 mld zł. Do tego dochodzi zamiana długu wobec OFE - ok. 7-8 mld zł. oraz szereg poręczeń i wspomagań dla upadających spółek skarbu państwa. Łącznie dług publiczny może wzrosnąć nawet o ok. 50 - 60 mld zł. Co by oznaczało liczbę 330 mld zł. pod koniec 2002 roku. A to już oznacza wzrost naszego wskaźnika do ok. 43-44%. A więc połowę dystansu do pierwszej granicy bezpieczeństwa.

I okazuje się, że kluczowym będzie rok 2003. Będzie on dla konstrukcji budżetu równie trudny co rok obecny i szacuję, że deficyt wyniesie co najmniej 32-35 mld zł. Dług więc przekroczy 360 mld zł. A PKB? Jeśli wierzyć rządowi wzrośnie znacząco ok. 3% realnie - a więc 7-8% nominalnie. A to oznacza ok. 800-810 mld zł. PKB w 2003 roku. i wskaźnik na poziomie 44-45%. Następne lata dzięki jeszcze szybszemu wzrostowi PKB i obniżającemu się deficytowi budżetowemu mają już przynieść poprawę.

Wszystko to być może, jednakże ja to między prognozy włożę - chciałoby się rzec. Pamiętajmy o trzech aspektach. Po pierwsze wzrost PKB w wysokości 3% w 2003 roku i 5% w 2004 roku jest założeniem bardzo optymistycznym, po drugie jeśli dojdzie do deprecjacji złotego, znacząca część zadłużenia denominowana w walutach obcych, będzie musiała zostać wyceniona wyżej. Obecnie dług zagraniczny stanowi ok. 99 mld zł. Jednak deprecjacja złotówki tylko o 10% powoduje przyrost długu o 10 mld zł. Tak wiec deprecjacja złotówki jest wrogiem dla długu publicznego. Z jednej strony więc obniżanie stóp procentowych przez RPP dawałoby oszczędności w obsłudze długu krajowego, lecz z drugiej powiększałaby wartość długu zagranicznego poprzez deprecjację rodzimej waluty. I wreszcie po trzecie, nikt nie wie w jaki sposób lewicowy rząd zamierza przeprowadzić ograniczanie wydatków budżetowych. Chyba, że znów poprzez wzrost podatków.

Na końcu uświadommy sobie, na co idą nasze podatki. Zadłużenie na 1 mieszkańca wynosi obecnie ok. 7 tys. 350 zł. To znacznie bardziej trafia do wyobraźni. Weźmy teraz pod uwagę tendencje demograficzne z jednej strony oraz planowany wzrost długu publicznego to już wkrótce zbliżymy się do 10 tys. zł. na osobę. A obsługa takiego kredytu to ok. 1 tys. zł. rocznie. A przecież znacząca część społeczeństwa nie generuje PKB. I dziwić się Estonii, że się rozwija (nie ma praktycznie długu publicznego).

Oczywiście dla szerszego omówienia kontekstu sprawy należałoby podnieść kwestię całego długu sektora publicznego - zadłużania się gmin i ZUS-u. Jednak ich długi w ostatecznym rozrachunku i tak spadają na karb skarbu państwa, podobnie jak długi kopalń i PKP. Można zapytać - dlaczego rząd nie finansuje deficytu przychodami z prywatyzacji - jak to robiły wcześniejsze rządy i nie powiększały długu. Rząd prawdopodobnie zatrzymuje aktywa na czarną godzinę. Mogę się założyć, ze jeśli w 2004 roku nie sprawdzi się prognoza rządu i zaczniemy się z zadłużeniem zbliżać do 50% PKB to wówczas rząd zacznie ratować poziom długu wzmożoną prywatyzacją. To swoisty wentyl bezpieczeństwa.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)