Według szacunków "Rzeczpospolitej" żaden z otwartych funduszy emerytalnych nie będzie musiał dopłacać do rachunku swoich klientów. Wszystkie OFE uzyskały wynik inwestycyjny przewyższający poziom minimalnej wymaganej stopy zwrotu, która - zgodnie z wyliczeniami dziennika - wyniosła za okres ostatnich dwóch lat ponad 10,7 procent.
Halina Bińczak, komentatorka dziennika, zwraca uwagę, że przez ponad dwa lata działalności fundusze emerytalne okazały się mniej dochodowe, niż można się było spodziewać po reklamach towarzyszących ich wprowadzaniu. Przeciętnie zarabiały rocznie około 10 procent. To mniej więcej tyle samo - pisze Halina Bińczak- co zrównoważone fundusze inwestycyjne, ale mniej niż przynosiła w tym czasie lokata w banku lub inwestowanie w papiery skarbowe. Komentatorka dziennika zaznacza, że nie jest to dobra wiadomość dla członków funduszy, spodziewających się, że odkładane tam oszczędności będą szybko narastać i zapewnią im w przyszłości emeryturę lepszą niż ZUS.
Według Haliny Bińczak dwa i pół roku to okres zdecydowanie za krótki, by kierując się dochodowością funduszy, już teraz określić przydatność obowiązkowego drugiego filaru. Zwłaszcza -pisze redaktor- że nastąpił teraz spadek cen akcji, w których muszą one lokować część pieniędzy.
Halina Bińczak zwraca uwagę, że stosunkowo mała dochodowość funduszy wynika nie tyle z nietrafionych założeń reformy emerytalnej, ile z faktu, że ich wyniki zależą od sytuacji na rynku finansowym, a pośrednio - w całej gospodarce.
iar/Rzeczpospolita/miszcz/Skw.
