Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Arkadiusz Droździel
|

Rząd Marcinkiewicza zapłaci wysoką cenę za możliwość kontynuowania swej misji

0
Podziel się:

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami budżet na 2006 rok zostanie przyjęty. Dzięki temu unikniemy przyspieszonych wyborów, a premier Marcinkiewicz ponownie będzie mógł zrobić z nieukrywaną satysfakcją swój sławny sportowy gest z okrzykiem „yes, yes, yes”. Nam przeciętnym obywatelom nie powinna się jednak udzielać ta radość premiera.

Rząd Marcinkiewicza zapłaci wysoką cenę za możliwość kontynuowania swej misji

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami budżet na 2006 rok zostanie przyjęty. Dzięki temu unikniemy przyspieszonych wyborów, a premier Marcinkiewicz ponownie będzie mógł zrobić z nieukrywaną satysfakcją swój sławny sportowy gest z okrzykiem „yes, yes, yes”. Nam przeciętnym obywatelom nie powinna się jednak udzielać ta radość premiera.

Rząd Kazimierza Marcinkiewicza zapłaci wysoką cenę za możliwość kontynuowania swej misji. Dodatkowe ok. 600 milionów z budżetu pójdzie na becikowe, jako forma zapłaty za 32 głosy Ligi Polskich Rodzin. Zaś ponad miliard złotych więcej wydamy z kasy państwa na rodziny wiejskie oraz 200 mln złotych na dopłaty do paliw dla rolników. Za te bagatela 1,2 mld złotych premier może liczyć na 80 dodatkowych rąk – posłów Samoobrony i PSL - w górze podczas głosowania nad przyszłorocznym budżetem.

Godne podziwu jest podejście polskich polityków do budżetu. Pieniądze budżetowe bardzo często nie idą tam gdzie powinny, ale tam gdzie politycy mają do zrobienia jakiś krótkowzroczny interes polityczny (emerytury górnicze, becikowe, pieniądze dla rolników). Aby to wszystko sfinansować dochody na papierze zmieniają się jak w kalejdoskopie: dzisiaj miliard, jutro dwa, a pojutrze jak trzeba będzie to i się dopisze trzeci. A jeżeli w trakcie roku się okaże, że jednak rzeczywistość to nie papier, zawsze można jakiś wydatek zamieść pod dywan, zwiększyć dochody przez podwyższenie akcyzy w imię potrzeby dostosowania unijnych przepisów. A w ostateczności można się bardziej zadłużyć, bo przecież te 440 miliardów jakie na nas wisi, to drobnostka w porównaniu z krajami Zachodu. Poza tym, to nie ci co teraz rządzą będą musieli to spłacać.

A przecież budżet państwa to nic innego jak plan dochodów i wydatków. Taki sam z jakim każdy z nas ma do czynienia na co dzień tylko, że w skali makro. I takie same reguły powinny obowiązywać również przy jego tworzeniu. Jeżeli zwykły śmiertelnik zarabia 2 tys. złotych to nie może sobie pozwolić na wydawanie w nieskończoność 2,5 tys. złotych. Jego dług bowiem urośnie do takich rozmiarów, że lwia część dochodów będzie szła na jego obsługę. Co więc robi w takiej sytuacji racjonalnie myślący człowiek? Szuka dodatkowych dochodów (np. zmieniając pracę na lepiej płatną) lub racjonalizuje wydatki. Co natomiast robią nasi politycy? Ano zaciągają kolejne długi na spłatę wcześniejszych. Ale w sumie nie powinno to za bardzo nikogo dziwić. Z lektury zeznań majątkowych naszych posłów nasuwa się bowiem jeden wniosek: W większości rządzą nami dłużnicy nie posiadający zbyt dużego majątku.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)