Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Kołodko czy Hausner - czyli tak źle i tak niedobrze

0
Podziel się:

Rząd przedstawia nam od tygodnia dwa genialne plany. Mają one tym razem uratować Polskę, pozwolić jej na rozwój, wieczną szczęśliwość obywateli i prężną akcesję do UE – słowem „aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio”. Rząd jest tak produktywny w swoim reformowaniu, że od razu przedstawia dwa „uzupełniające się programy”, każdy w kilku wariantach – jednym słowem – co kto lubi.

Zanim rozpocznę jakąkolwiek analizę programów obu ministrów, to przez moment zastanowię się – dlaczego w ogóle pojawiają się te plany, jakie są przyczyny nagłych chęci do „reformowania” finansów publicznych. Czyżby dotychczasowe plany ministrów finansów prof. Marka Belki i prof. Grzegorza Kołodki nie są do końca doskonałe i w rządzie opracowywane są jeszcze doskonalsze reformy, po których bez wysiłku już osiągniemy wzrost pozwalający nam dogonić za 17-18 lat Grecję ?

Dość cynizmu. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć – sytuacja finansów publicznych jest tragiczna. Obecne problemy dopięcia budżetu na 2004 rok są o wiele poważniejsze niż sytuacja jaką parę lat wcześniej zastał minister finansów z ramienia AWS – Jarosław Bauc. Wówczas – w 2001 roku - przedstawiono problem roku 2002 jako możliwość wystąpienia 80 mld zł. deficytu budżetowego, jeśli wydatki i dochody pozostaną pod presją tych samych reguł i przepisów. Przepisy i reguły jednak zmieniono (zrobił to prof. Marek Belka)
– nieco ograniczono wzrost wydatków i znacząco zwiększono dochody – głównie na skutek wzrostu podatków.

Minęły dwa lata. I co? I znów mamy podobny problem, tylko skala zjawiska nieco się zwiększyła. I oczywiście nastawienie propagandowe ministra prof. Grzegorza Kołodki jest dalece różne od nastawienia ministra dr Jarosława Bauca. Obecny szef resortu finansów nawet największą klęskę przedstawia jako sukces, natomiast jego poprzednik z AWS przerysowywał zbyt mocno zagrożenia.

Prof. Grzegorz Kołodko nie zawaha się przed żadną podwyżką podatków, byle tylko sfinansować wydatki budżetowe. A ponieważ rosną one lawinowo, to też każdego roku mamy coraz mocniejsze obostrzenia fiskalne. Plan ministra Kołodki zakłada konsolidację finansów publicznych i przygotowanie do współ-finansowania programów europejskich, obniżenie podatku CIT, usunięcie wszelkich ulg podatkowych wprowadzenie zerowych stawek podatku PIT dla najmniej zarabiających. Wydaje się więc, że klasa średnia, w każdym podręczniku będąca motorem rozwoju gospodarczego, obecnemu ministrowi finansów nie jest potrzebna. Zastępować będą ją z powodzeniem podmioty publiczne i europejskie.

Natomiast program ministra gospodarki prof. Jerzego Hausnera wyznacza jako priorytety ograniczenie ubóstwa, obniżenie liczby świadczeń, skierowanie pomocy bezpośrednio do gospodarstw domowych, zmniejszenie obciążeń PIT w 2004 r., promocję zatrudnienia polegającą na tworzeniu alternatywnych miejsc pracy w regionach dotkniętych przemianami strukturalnymi, zwłaszcza w regionach górniczo-hutniczych, aktywizację bezrobotnych, ożywienie lokalnej przedsiębiorczości; wykorzystanie funduszy strukturalnych, obniżenie CIT-u, pobudzenie popytu inwestycyjnego, aktywizację eksportu. To wszystko za pieniądze OFE oraz powiększenie deficytu budżetowego.

Ma rację (!) prof. Grzegorz Kołodko, kiedy mówi że oba programy zbytnio się od siebie nie różnią. Mamy dwa socjalistyczne programy rozwoju. Różnica między nimi nie dotyczy sposobu rozwoju i pobudzania gospodarki, w obu programach robi to państwo. Programy różnią się nieco sposobem pozyskiwania środków. Prof. Kołodko chce obciążenia klasy średniej, prof. Hausner dalszego zwiększonego zadłużania państwa.

Wybór pomiędzy większymi podatkami a większym długiem przypomina dylemat siekierki i kijka. Skończy się nieszczęściem. Albo wzrost podatków zdusi do reszty przedsiębiorczych i pogłębi recesję, zaś co mądrzejsi obywatele zaczną uciekać w szarą strefę, albo spirala zadłużenia doprowadzi do kryzysu finansów publicznych, łącznie z utratą ich płynności i kryzysem walutowym.

Na koniec mała uwaga siejąca w sercach czytelników niepokój. Zapowiedzi resortu finansów na temat deficytu budżetowego po trzech miesiącach mówią o 40-45% planu. Mogę się założyć, że 45% mamy jak w banku. Ostatnie podwyżki emerytur (począwszy od marca) i dodatkowa dotacja do kolei na sumę przewyższającą 600 mln zł. w połączeniu z informacjami o klęskach po stronie dochodów budżetu (coraz większa szara strefa w paliwach i załamanie dochodów z restrukturyzacji przedsiębiorstw) sygnalizują nadejście trudnych czasów dla budżetu. Za chwilę trzeba będzie ze 2 miliardziki wyłożyć na oddłużenie służby zdrowia, której zadłużenie sięga 6-7 mld zł. Obym się mylił, ale nad Polską znów krąży widmo nowelizacji budżetowej.

gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)