Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Spadek wynagrodzeń zaszkodzi gospodarce

0
Podziel się:

Po raz pierwszy od wielu lat w naszej gospodarce po 1989 roku spadają płace nominalne. Już wiele razy bowiem zdarzało się, że spadała ich siła nabywcza czy wartość realna, zawsze jednak temu zjawisku towarzyszyła wysoka inflacja

. Wtedy zgodnie z teorią spirali płacowo - cenowej, z grubsza mówiącej o wzajemnym powiązaniu i wpływie presji płacowych i inflacji, podwyżki płac wywołane żądaniami pracowników na skutek odczuwalnego przez nich wzrostu inflacji powodowały kolejny wzrost inflacji, co z kolei wywoływało dalsze żądania płacowe, co natomiast wywoływało dalszy wzrost inflacji... Taki wyścig inflacji z poziomem płac nie miał końca, a ponieważ to zawsze płace goniły inflację, a nie odwrotnie, to prawie nigdy w długim terminie nie udawało się im osiągać wzrostu realnego.

Z biegiem lat spadająca inflacja - głównie na skutek odpowiedzialnej polityki monetarnej i coraz mniejszych oczekiwań inflacyjnych, związanych z powolnym wzrostem zaufania do pieniądza - związała wzrost płac bardziej ze wzrostem wydajności pracy. Efektem ubocznym był wzrost liczby bezrobotnych. W tym roku jednak wszystko przewróciło się do góry nogami. Nadal następuje wzrost wydajności, co wpływa na kolejne rekordy osiągane przez stopę bezrobocia, jednak płaca przeciętna stanęła w miejscu. Inflacja konsumpcyjna za ostatnie 12-miesięcy, to tylko 1,3% - mniej niż EU. Jednak prawdziwym szokiem jest spadek przeciętnej płacy nominalnej. Wg GUS przeciętne wynagrodzenie miesięczne brutto (razem z pracowniczą częścią składki ZUS)
w II kwartale 2002 roku wyniosło tylko 2061,95 zł. W I kwartale 2002 roku wynosiło przecież 2155,54 zł. Oznacza to spadek przeciętnego wynagrodzenia w ciągu jednego kwartału aż o 93,59 zł. czyli ponad 4,3%. To dosyć poważny spadek dochodów gospodarstw domowych - bo przecież głównym źródłem
dochodów dla Polaków jest dochód z pracy.

Ten spadek płac musi wpłynąć na poziom dochodu rozporządzalnego dla gospodarstw domowych, także na ich zdolność do zaciągania i spłacania kredytów. Zwłaszcza, że rosną obciążenia podatkowe. Dotychczasowy niewielki wzrost popytu wewnętrznego wynikał z ambicji konsumpcyjnych naszych rodaków i optymizmu co do dalszego kształtowania się ich dochodów. Gospodarstwa domowe korzystały z oszczędności i chętniej posiłkowały się kredytami, których oprocentowanie nieznacznie spadło na skutek wielokrotnych obniżek stóp procentowych przez RPP.

Jednak prawdopodobnie już na jesieni przyjdzie czas na refleksję na temat życia ponad stan. Zakończy się bowiem okres prac sezonowych, co zwiększy liczbę bezrobotnych, wiele zakładów obniży jeszcze płace swoim pracownikom tłumacząc to trudną sytuacją na rynku. Program 'pierwsza praca' umożliwi wymianę kadry na mniej opłacaną, a inne rozwiązania rządowe w regionach o wysokim bezrobociu pozwolą na zatrudnianie bezrobotnych za płacę mniejszą niż minimalna. Myślę, że niebawem (ale chyba po wyborach samorządowych) koalicja rządowa rozpocznie dyskusję o obniżeniu płacy minimalnej i zrekompensowaniu spadku dochodów rozporządzalnych najmniej zarabiających poprzez zmiany w progresji PIT-u. Coraz więcej osób będzie też zatrudnianych w niepełnym wymiarze godzin. Te działania prawdopodobnie znowu doprowadzą do spadku przeciętnego wynagrodzenia. Można więc obawiać się o poziom popytu wewnętrznego zwłaszcza w IV kwartale 2002 roku.

Oczywiście spadek przeciętnego wynagrodzenia musi odbić się rykoszetem na dochodach budżetowych i samorządowych z tytułu podatku PIT. Także wpływająca do kas chorych cześć podatku PIT zwana składką na ubezpieczenie zdrowotne będzie coraz mniejsza. Spadek płac o 4,4% z łatwością zniwelował zakusy większego fiskalizmu i zamrożenie progów podatkowych - inflacja bowiem wyniosła w ciągu ostatnich 12 miesięcy tylko 1,3% a w całym roku 2002 na kształtować się w zależności od źródła prognoz od 1,8% do 2,5%.

Prawdopodobnie więc nadal będą spadać dochody do budżetu państwa i samorządów, chociaż pewne efekty łagodzące da zamrożenie progów podatkowych, w które zaczną wpadać najwięcej zarabiający. Jednak jeśli im także spadło wynagrodzenie to mogą oni pomimo zamrożenia progów wpadać w nie znacznie później niż rok temu, a to może zachwiać nieco optymizm panujący obecnie co do wykonania tegorocznego budżetu. Jeszcze gorzej zapowiada się los placówek służby zdrowia. Kasy chorych, które są już nieco zadłużone, będą miały do wyboru, albo nie płacić szpitalom i przychodniom, albo zaciągać zobowiązania u dostawców w bankach, który do dług i tak spadnie na barki skarbu państwa po ich likwidacji. Zapewne wybiorą pewien mix tych możliwości, co jeszcze bardziej pozbawi płynności, zadłużone po uszy szpitale. Można oczywiście w przybliżeniu założyć, że wpływy z tytułu składki mniej więcej będą spadać o tyle, o ile spada przeciętne wynagrodzenie i o ile wzrasta bezrobocie. W II półroczu przychody ze składki mogą być nawet o 5-6%
niższe niż I półroczu 2002 roku. A to wywoła presję na rząd albo o podwyżkę składki o co najmniej 0,5 punktu procentowego PIT, lub o stałą dotację z budżetu państwa i powołanie stosownego funduszu, na wzór dotacji do ZUS i KRUS.

Także ZUS może mieć kłopoty na skutek tak dużego spadku przeciętnego wynagrodzenia. Już teraz dane dotyczące podaży pieniądza sugerują systematyczne zadłużanie się ZUS przy równie systematycznym spadku wolnych środków na regulację zobowiązań wobec ubezpieczonych. A przecież jeśli spada wynagrodzenie, spada również płacona od niego w wymiarze proporcjonalnym składka na ZUS. A przecież rewaloryzacja świadczeń emerytalnych i rentowych jest związana z inflacją a nie ze wzrostem płac. I tu mści się po raz pierwszy zmiana tego systemu na rządzących. Emerytury bowiem wykazują powolną tendencję wzrostową pomimo spadku składek. A przecież wzrost bezrobocia dodatkowo zmniejsza wielkość wpływającej składki. Za spadkiem płac idą dalsze zmiany przepisów. Zmniejsza się podstawa wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Następuje obniżenie minimalnej podstawy wymiaru składek dla tych osób do kwoty 1237,17 zł., a przecież przedtem kwota ta wynosiła 1293,32 zł. Zmiany następują
począwszy od 01.09.2002 r.

To prawdziwy cios w system ubezpieczeń społecznych. Konieczne będą, albo większe dotacje z budżetu państwa, albo też znacznie większa skala prywatyzacji i transfer części dochodów z niej uzyskanych do systemu. Chyba, że ZUS wpadnie na pomysł obniżania własnych kosztów i zredukuje zbędny majątek trwały oraz zmniejszy koszty zatrudnienia. Ale wtedy znów spadnie przeciętne wynagrodzenie i wzrośnie bezrobocie w skali kraju... Bardziej poważnie rzecz ujmując niemożliwa chyba jest próba podniesienia wymiaru procentowego składki, bo to jeszcze bardziej wpłynie na redukcję wynagrodzeń. Paradoksalnie być może obniżenie wymiaru składki pomogłoby uzyskać większe przychody z jej tytułu, gdyż wówczas więcej pracodawców płaciłoby ją i zatrudniało legalnie swoich pracowników zgodnie z obowiązującymi przepisami. Zmniejszyłoby się fikcyjne zatrudnianie w niepełnym wymiarze godzin i ucieczka w umowy - zlecenia i umowy o dzieło. Być może polityka podobna do tej z wyrobami spirytusowymi dałaby zadowalające rezultaty.

gospodarka
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)