Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dlaczego mamy tak wysokie bezrobocie?

0
Podziel się:

Wg wszelkich badań ankietowych nasze społeczeństwo najbardziej boi się bezrobocia i przede wszystkim poprzez jego pryzmat wyrabia sobie opinię na temat gospodarki. Nic dziwnego więc, że notowania społeczne rządu są wybitnie ujemnie skorelowane z zachowaniem się stopy bezrobocia.

Wg wszelkich badań ankietowych nasze społeczeństwo najbardziej boi się bezrobocia i przede wszystkim poprzez jego pryzmat wyrabia sobie opinię na temat gospodarki. Wszyscy o tym wiedzą ... poza samym bezrobociem, które nie czułe na reformy, zmiany, analizy i inne działania podejmowane przez rząd i parlament, nadal rośnie. Co prawda raz szybciej, a raz wolniej, ale na tempo wzrostu bezrobocia większy wpływ mają zmiany pór roku, niż działania ekonomistów.

Nic dziwnego więc, że notowania społeczne rządu są wybitnie ujemnie skorelowane z zachowaniem się stopy bezrobocia. Począwszy od rozpoczęcia przez rząd lewicowy swojej kadencji notowania spadają a bezrobocie rośnie. Rząd zdaje sobie sprawę, iż nie będzie mógł w nieskończoność podnosić podatków bez akceptacji większości społeczeństwa. Podejmuje więc kroki, które w jego opinii to bezrobocie jeśli nie zmniejszą, to przynajmniej ustabilizują. Stabilizacja jest w ogóle ulubionym ostatnio słowem lewicy – stabilizuje się deficyt budżetowy, bezrobocie, inflację, a po trzech latach mamy mieć ustabilizowany wzrost gospodarczy na poziomie 5%.

Pomysłów na walkę z bezrobociem jest wiele, być może nawet więcej niż ekonomistów tym problemem się zajmujących. Jednak zanim ustosunkujemy się do niektórych z nich zaproponowanych przez rząd, zastanówmy się przez chwilę nad istotą samego zjawiska. Każdy rynek – także rynek pracy – zawiera trzy integralne składowe: popyt, podaż i cenę równowagi (tzn. cenę przy której popyt = podaż). W zależności od różnych cech zewnętrznych i wewnętrznych te trzy kategorie są różnie kształtowane.

Zacznijmy od popytu na pracę. Zależy on przede wszystkim od tego ile pracy jest do wykonania w gospodarce. Im więcej pracy do zrobienia tym większy popyt na pracę. Wielkość pracy do zagospodarowania to w bardzo wielkim skrócie PKB gospodarki – im jest większe tym większy popyt na pracę.

Pracę jednak można wykonywać nie tylko za pomocą pracowników. Do pewnego stopnia praca rąk ludzkich jest substytucyjna względem pracy kapitału (czyli np. maszyn). Decyduje o tym użyta przy wykonywaniu pracy technologia. Istnieją technologie pozwalające wykopać rów przy pomocy dwóch ludzi (technologia koparki) w jeden dzień, a są i takie gdzie 30 robotników nie da rady w dwa dni (technologia łopaty). Pierwsza technologia to mało pracy ludzi a dużo pracy maszyn, druga jest jej przeciwieństwem – kapitał to 30 łopat, natomiast praca ludzka jest szeroko wykorzystywana. Wybór technologii zależy oczywiście od opłacalności. Jeśli bardziej opłacalna jest technologia maszyn – to ludzie stają się coraz mniej potrzebni. Oczywiście zmiana technologii jest nie całkiem elastyczna. Nie wymyślono jeszcze automatycznego kelnera w restauracji. Nie mniej jeśli ludzki kelner będzie coraz mniej opłacalny kiedyś zastąpią go odpowiedniki – roboty, a jedynie szef sali pozostanie człowiekiem w celach nadzoru.

Praca ludzka nie jest też zjawiskiem jednorodnym. Nie da się szybko górnika przekwalifikować na analityka rynku kapitałowego. Inna rzecz, jak kosztowny byłby to proces. W drugą stronę poszłoby o wiele łatwiej. Dlatego im większe wykształcenie i potencjał intelektualny pracownika tym większy zakres popytu jest on w stanie obsłużyć. Jeśli w społeczeństwie jest mało ludzi wykształconych to będą oni zagospodarowywać dużą część popytu w porównaniu do części społeczeństwa o niższych kwalifikacjach. Elastyczność jest tutaj mocno ograniczona. Być może 10 górników pracując razem w pocie czoła jest w stanie sprostać pracy jednego analityka, jednak musieliby być jednostkowo ok. 15 razy tańsi aby go zastąpić. Oznacza to, że popyt na ludzi wykształconych z umiejętnościami może być wyższy niż ich podaż pomimo panującego dookoła bezrobocia.

Na drugim biegunie znajduje się podaż pracy czyli wszyscy, którzy pracować chcą. Jedni chcą więcej, jedni mniej. Mężczyźni z reguły bardziej angażują się w pracę, podobnie jak bezdzietne kobiety. W rodzinach wielodzietnych natomiast aktywność zawodowa kobiet nie może przekroczyć wymiaru 1 etatu, często jest tak, że kobiety pracują z przymusu ekonomicznego a nie z własnego wyboru. Obecnie na naszym rynku zjawiska demograficzne zakłócają prawidłowy rozwój podaży na rynku pracy. Wyż demograficzny w wieku wchodzących do wieku produkcyjnego i stabilizacja wśród ludzi z niego wychodzących. Jest to podaż niezbyt wykwalifikowana, niezbyt wykształcona – nadal 90% nie ma wykształcenia wyższego. Jest to podaż niezbyt mobilna – pokonanie za pracą więcej niż 20 km dziennie staje się barierą nie do pokonania. I to nie z winy poszukujących, po prostu koszty transportu i koszty zmiany miejsca zamieszkania są w polskich warunkach nieproporcjonalnie drogie do zysków z pracy. Koszt posiadania i eksploatacji samochodu z uwagi
na wszystkie podatki, opłaty, akcyzy, obowiązkowe ubezpieczenia jest osiągalny dla niewielkiej części społeczeństwa – z reguły tej która środka transportu do poszukiwania pracy nie potrzebuje. Brak rynkowego systemu wynajmu mieszkań również nie zmniejsza problemu dysproporcji pomiędzy bezrobotną prowincją a zapracowanymi aglomeracjami. Wreszcie cena. Już nie będę pisał o tzw. pozapłacowych kosztach pracy, bo każdy kto prowadzi jakąkolwiek firmę wie, w przeciwieństwie do ekonomistów, jak one wpływają na bezrobocie. Z drugiej jednak strony obniżenie płacy minimalnej poniżej minimum socjalnego doprowadzi do obniżenia jej i tak już niskiej wydajności.

Co zrobić? Wg mnie rzecz nie w kosmetycznych zmianach kodeksu pracy, którego i tak nie przestrzega większość prywatnych przedsiębiorców. Przede wszystkim należy: pobudzać popyt na pracę, uelastyczniać podaż pracy, obniżać cenę równowagi. Jak to zrobić? W zakresie pobudzania popytu, należy udostępniać jako bardziej opłacalne te technologie, gdzie jest nieco więcej kapitału ludzkiego a mniej kapitału. Nie oznacza to oczywiście zahamowania postępu. Wówczas jednak będziemy w stanie szybciej przekładać wzrost gospodarczy na wzrost zatrudnienia. Aby jednak to było możliwe praca rąk ludzkich musi być tańsza niż koszt wzrostu technicznego uzbrojenia pracy. Aby uelastycznić podaż pracy należy postawić na edukację, transport i budownictwo mieszkaniowe. Jeśli chociaż trochę zmniejszymy te trzy bariery, to bezrobocie spadnie znacznie bardziej niż nam się wydaje. Edukacja pozwoli na zwiększenie wydajności i lepsze wykorzystanie już istniejącego potencjału. Obniżenie kosztów transportu pozwoli na szukanie jej na znacznie
większym obszarze, podobnie jak większa dostępność do wynajmowanych mieszkań zwiększy mobilność bezrobotnej prowincji.

Wreszcie cena równowagi. Należy znieść płacę minimalną przy jednoczesnym obniżeniu pozapłacowych kosztów pracy. Jednak nie można tego zrobić w oderwaniu od rzeczywistości budżetowej. To bowiem oznaczałoby drastyczne zmniejszenie wpływów z podatku PIT do budżetu centralnego i budżetów lokalnych, na ochronę zdrowia, na ZUS. Jak widać nie da się ruszyć problemu bezrobocia bez zasadniczych zmian tych pozostałości socjalizmu. Tylko prywatne dobrowolne ubezpieczenia społeczne są w stanie znacząco obniżyć koszty pracy. Tylko obniżenie podatków jest w stanie pozwolić na obniżenie ceny równowagi. To jednak chyba ponad siły tego rządu. Rząd woli podnieść podatek PIT – a więc zwiększyć przeciętne koszty pracy.

Pozostaje tylko czekać. Za 6-10 lat na rynek pracy zacznie wchodzić niż demograficzny a zacznie z niego schodzić wyż lat 50-tych. Z drugiej strony swoje zrobi emigracja ekonomiczna – 125-200 tys. osób rocznie, da w perspektywie 10 lat ok. 1,3-2 mln osób. Pod warunkiem, że do tego czasu nasza kochana gospodarka nie rozleci się wzorem argentyńskiej.

Na koniec mała uwaga do tych wszystkich, którzy porównują obecną sytuację Polski do przeszłości Hiszpanii i Irlandii. W Polsce nie da się w tak krótkim czasie rozwinąć turystyki na skalę Hiszpanii, ani zapewnić inwestycjami zagranicznymi wzrostu gospodarczego jak w Irlandii. My mamy o wiele gorzej wykształcone społeczeństwo (zwłaszcza językowo), zimny klimat oraz nie istnieje u nas koło zamachowe każdej gospodarki – klasa średnia - teraz po reformie podatków jeszcze mniej jej zostanie. Nasz kraj zmierza w kierunku gospodarek Brazylii, Argentyny czy Turcji.

gospodarka
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)