Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Madejski
Mateusz Madejski
|
aktualizacja

Koronawirus. Wjazd do Niemiec może oznaczać nawet 9 tys. zł kary. "To głównie straszak"

65
Podziel się:

Nie wszystkie niemieckie regiony otworzyły do końca granice dla Polaków. Na przykład wjazd do przygranicznej Meklemburgii-Pomorza Przedniego może oznaczać gigantyczną karę. Te są nakładane rzadko, ale Polacy i tak wolą nie ryzykować. Cierpią na tym niemieccy przedsiębiorcy.

Polacy wciąż nie mogą swobodnie wjeżdżać do przygranicznego regionu Niemiec
Polacy wciąż nie mogą swobodnie wjeżdżać do przygranicznego regionu Niemiec (Facebook)

Koronawirus mocno uderzył w naszych zachodnich sąsiadów. Do tej pory zanotowano tam niemal 200 tys. przypadków i prawie 10 tys. ofiar. Jest jednak region, w którym sytuacja wygląda stosunkowo dobrze - to granicząca z Polską Meklemburgia-Pomorze Przednie. W landzie zanotowano tylko 805 zakażeń i 20 ofiar.

Meklemburgia otworzyła już swoje granice - i dla mieszkańców innych niemieckich landów, i dla Polaków, ale nie do końca. Można tam pojechać do pracy, można też udać się na urlop. W tym drugim przypadku jest jednak warunek - trzeba mieć zarezerwowany przynajmniej jeden nocleg na terenie landu. Inaczej Niemcy potraktują nas jako "jednodniowego turystę" - a taki wciąż nie ma prawa wjechać do Meklemburgii. Chyba że jedziemy przez Meklemburgię tylko tranzytem, a naszym celem jest inny region Niemiec. Wtedy nie łamiemy lokalnych przepisów.

Kary za złamanie zakazu są surowe - to zasadniczo od 150 do aż 2 tys. euro, czyli w przeliczeniu od 670 do aż 9 tys. zł. Jednak ostatecznie "jednodniowi turyści" mogą zapłacić jeszcze więcej - bo mogą dojść kary administracyjne.

Zobacz także: Niemcy: nabożeństwa w <a href="https://film.wp.pl/czas-6029540702762113c">czasach</a> koronawirusa. Obejrzyj wideo:

A jak to wygląda w praktyce? Skontaktowaliśmy się z oddziałem niemieckiej Policji Federalnej w Pasewalku, który zajmuje się m.in. ochroną granicy z Polską. Funkcjonariusze zastrzegają, że nikt z Polski nie powinien wjeżdżać do Meklemburgii-Pomorza Przedniego na jeden dzień, a jeśli chce zobaczyć na przykład malowniczą wyspę Rugię, to powinien wykupić noclegi. Jednak słyszymy też, że mandatów Policja Federalna raczej nie wystawia, zostawiają to np. funkcjonariuszom straży miejskiej w poszczególnych miastach czy kurortach.

Również funkcjonariusze polskiej Straży Granicznej przyznają: nie ma żadnej zwiększonej aktywności niemieckich służb na granicy. Pracownicy SG, z którymi rozmawialiśmy, nie znają przypadków, by Polacy dostawali kary za wjazd do landu.

- To straszak - opowiada nam o przewidzianych karach przedsiębiorca, który działa na pograniczu. I zwraca uwagę, że nie tylko Polacy mają zakaz wjazdu do Meklemburgii na jeden dzień, ale też mieszkańcy innych niemieckich landów. I zauważa, że przecież ciężko byłoby lokalnym służbom kontrolować wszystkie lokalne drogi prowadzące do landu.

Niemieckie media dodają, że "jednodniowi turyści" stosują często trik. Rezerwują nocleg na portalach z noclegami, ale odwołują go w ostatnim momencie. Dzięki temu mają "podkładkę" w razie ewentualnej kontroli.

Przez zakaz tracą niemieccy przedsiębiorcy

Polacy jednak starają się respektować przepisy - i rzadko przyjeżdżają do Meklemburgii na jeden dzień. A przed epidemią robili to bardzo często. Celem wizyt były sklepy, jeziora czy atrakcje turystyczne. Na przykład ogród zoologiczny w oddalonym o ok. 30 kilometrów od polskiej granicy mieście Ueckermünde.

- Szacujemy, że 1/3 odwiedzających zoo to właśnie Polacy. I mówimy tu o gościach z Polski, a nie Polakach mieszkających w Niemczech - słyszymy od pracowników zoo.

Rocznie zoo odwiedza 120-130 tysięcy osób, choć oczywiście ten rok będzie dużo słabszy. Ogród był zamknięty od połowy marca do 20 kwietnia. - W tej chwili od momentu otwarcia mamy o 6 tys. mniej odwiedzających niż zwykle o tej porze - słyszymy. Pracownicy zoo przyznają, że wielu Polaków dzwoni i się pyta, czy można przyjechać do Ueckermünde na jeden dzień, by zobaczyć zwierzęta. Gdy dowiadują się, że prawo na to nie pozwala, zwykle rezygnują. Choć jak się dowiadujemy, są i tacy, którzy podejmują ryzyko i decydują się na wizytę.

Pod przygranicznym sklepem jest wyraźnie mniej aut z Polski niż przed wybuchem epidemii

Również przygraniczne sklepy po niemieckiej stronie notują mniejszy ruch. Na przykład dyskont sieci Netto w mieście Löcknitz w pobliżu Szczecina. Sklep jest popularny wśród Polaków zwłaszcza po wprowadzeniu zakazu handlu w niedzielę. Dyskont w Löcknitz jako jedyny w okolicy jest bowiem otwarty w każdy dzień tygodnia. - Jest wyraźnie mniej Polaków, choć nie potrafię określić tego procentowo. Owszem, słychać polski w sklepie, ale nie tak jak dawniej. No i na parkingu doskonale widać, że jest mniej aut na polskich tablicach - słyszymy od pracownika sklepu.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(65)
STANDARD NIMC...
4 lata temu
a miłośnicy PartiiOdmóżdżonych pieją jacy to oni niby wspaniali
być może nie ...
4 lata temu
do grom:kto normalny pisze takie texty.
Werczi
4 lata temu
A co z przejazdem przez niemcy do holandii? Przepuszczą czy nie? Bo już się gubię
markkol1
4 lata temu
Skąd ta wiedza autora artykułu, pewnie jak napisał, od celnika którego zapytał wychylając głowę z auta.
Oto jest pyta...
4 lata temu
Politycy byli, są i będą solą w oku tym, którym służyć jak psy powinni. Niemcy, Rosjanie i Polacy wiedzą to aż zbyt dobrze. Nie rozumiem jednego. Po co nam te "zniewolone umysły"? Przed czym mają zabezpieczać? Przed zadymami politycznymi? Przed naszym lękiem, że będziemy się bali zaprotestować gdy ktoś politycznie wykorzysta nasze emocje przeciw nam? Oto jest pytanie.
...
Następna strona