Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Strażnik stracił pracę po kradzieży napisu "Arbeit macht frei"

0
Podziel się:

Dowódca zmiany straży muzealnej, który pełnił służbę w Państwowym Muzeum
Auschwitz-Birkenau, gdy skradziono historyczny napis "Arbeit macht frei", został zwolniony z pracy.
W placówce została zakończona analiza wewnętrznego systemu ochrony, a raport trafił na biurko
ministra kultury - dowiedziała się w środę PAP w muzeum.

Dowódca zmiany straży muzealnej, który pełnił służbę w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau, gdy skradziono historyczny napis "Arbeit macht frei", został zwolniony z pracy. W placówce została zakończona analiza wewnętrznego systemu ochrony, a raport trafił na biurko ministra kultury - dowiedziała się w środę PAP w muzeum.

Rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, Jarosław Mensfelt w rozmowie z PAP potwierdził, że raport trafił do ministerstwa, ale nie ujawnił jego ustaleń. Powiedział jedynie, że w momencie kradzieży wszystkie wewnętrzne procedury ochrony w placówce były zachowane.

Mensfelt przypomniał, że po kradzieży trzech strażników, którzy w nocy z 17 na 18 grudnia (wówczas skradziono napis - przyp. PAP) pełnili służbę, zostało natychmiast zawieszonych. Dwóch z nich wróciło obecnie do pracy; szef zmiany ją stracił. "Ustalono, że zawinił czynnik ludzki. Dowódca zmiany został zwolniony z pracy. W momencie stwierdzenia kradzieży zwlekał zbyt długo z powiadomieniem komendanta straży i policji. Pozostali dwaj wartownicy, którzy zostali zawieszeni po kradzieży, wrócili do pracy" - powiedział.

Rzecznik zapowiedział także, że w placówce wprowadzony zostanie nowy plan ochrony i nowoczesne zabezpieczenia. Do czasu ich wprowadzenia wzmożone zostały środki bezpieczeństwa. Odmówił podania jakichkolwiek informacji na temat planowanych zabezpieczeń.

Jeszcze w ubiegłym roku, tuż po kradzieży, krakowska prokuratura okręgowa zarzucała, że muzeum nie było należycie chronione, co umożliwiło kradzież historycznego napisu. Prokurator Artur Wrona zapowiedział wszczęcie postępowania w sprawie niedopełnienia obowiązków przez dyrekcję muzeum. Uzasadniał to tym, że sprawcy dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni.

Rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosław Mensfelt przypominał wówczas, że placówka to prawie 200 hektarów powierzchni, ponad 150 budynków i ponad 300 ruin, kilometry ogrodzeń, wieże wartownicze, a także archiwa i zbiory. "W ostatnich latach placówka rozwinęła metody monitoringu i zabezpieczeń elektronicznych przede wszystkim w budynkach, gdzie przechowywane są archiwa i przedmioty poobozowe" - powiedział.

Mensfelt przypominał, że dotychczasowy plan ochrony uzgodniony był z policją, która nie zgłaszała do niego poważniejszych zastrzeżeń. "Ostatnia policyjna kontrola miała miejsce 7 sierpnia 2008 roku. Nie wykazała żadnych uchybień. Policjanci zalecili jedynie scalenie dwóch rodzajów dokumentów: tabeli służb dla byłego Auschwitz I i byłego Auschwitz II-Birkenau" - powiedział.

Mensfelt przypomniał zarazem, że w muzeum wdrożony jest elektroniczny system kontroli pracy wartowników w terenie. Ich praca jest elektronicznie rejestrowana i dokumentowana całą dobę. "Na tej podstawie możemy stwierdzić, że w nocy z 17 na 18 grudnia obchód był realizowany zgodnie z planem ochrony () W analizie przebiegu służby nocnej () odnotowano ślady na śniegu w okolicach bramy +Arbeit macht frei+ o godzinie 22.12. Dowódca zmiany wykonał obchód sprawdzający. Nie stwierdził obecności żadnych postronnych osób na terenie" - powiedział.

W czwartek do muzeum wróci oryginalny napis. Nie wiadomo jednak, czy w ogóle wróci na bramę, a jeśli tak, to kiedy. "Przed ewentualnym przywróceniem będzie musiał być spełniony szereg czynników: konserwacja napisu, system bezpieczeństwa, opinia generalnego konserwatora zabytków i Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej" - powiedział Mensfelt.

Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad bramy b. niemieckiego obozu została skradziona 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy pocięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji. (PAP)

szf/ abr/ bk/

praca
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)