Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartosz Chochołowski
|

Unia powinna pozbyć się Polski, jak chorej, rakowej komórki

0
Podziel się:

O wyborczych absurdach pisze Bartosz Chochołowski.

Unia powinna pozbyć się Polski, jak chorej, rakowej komórki

- _ Na kogo zagłosujesz _ - jak przed każdymi wyborami sakramentalne pytanie zadał mi teść. Hmmm... Przez większość wyborczo czynnego życia głosowałem na jakieś ugrupowanie tylko dlatego żeby zagłosować przeciw innemu. - _ Taka sytuacja jest, że nie mogę na nikogo zagłosować. Chcąc zagłosować przeciw wszystkim, nie mogę przecież zagłosować na żadną partię _ - podzieliłem się swoim rozczarowaniem.

Zastanawiałem się więc, którą z dwóch opcji wybrać - nie iść na wybory, czy pójść oddać głos nieważny? Żadna nie jest dobra. W przypadku pierwszej, musiałbym o sobie słuchać od wielu mądrych analityków, że jestem zakałą społeczeństwa obywatelskiego, nie chcę mieć wpływu na przyszłość Europy, nie interesuje mnie nic poza kolejnym sezonem robienia tańca na lodzie w szpitalu na peryferiach.

Wybór numer dwa również nie niesie niczego budującego - według powyborczych komentarzy byłbym imbecylem, który nie potrafi zrozumieć instrukcji głosowania. Abnegat, czy imbecyl - co wybrać? Gorzej być nie może, bo nie da się w tym przypadku tego połączyć. Gdybym nie poszedł na wybory i jednocześnie oddał głos nieważny, w najlepszym przypadku stworzyłbym nową kategorię wyborców-cudotwórców, w gorszym - genialnych oszustów-fałszerzy. Jeszcze przeze mnie unieważniliby wybory - ale draka.

Cudów ani genialnych oszustw dokonywać nie potrafię (co wyjaśniałby, dlaczego moje zobowiązania przewyższają aktywa). Z sytuacji - zdawałoby się - bez wyjścia wyciągnął mnie kolega. W temacie wyborów stwierdził, że ma podobny dylemat i dlatego zagłosuje na konkretną osobę, którą zna i szanuje nie bacząc z jakiej jest partii.

Koncepcja karkołomna, bo wiadomo, że w ten sposób i tak popiera się całe ugrupowanie, dlatego nie pałałem do niej entuzjazmem. Do czasu, aż doznałem olśnienia. A olśniło mnie byle gdzie, to znaczy pod moim domem, gdzie na drzwiach zawisła wielka płachta z komitetami i nazwiskami kandydatów.

Oko moje zawisło na jednym nazwisku - to zbyt intymne zwierzać się, na którym, to mogę powiedzieć teściowi - i już wiedziałem: to jest ta osoba! Komitet wyborczy, jak miejsce olśnienia - byle jaki. Ale osoba z klasą, dbająca o kontakt z wyborcami (nie jak większość kandydatów trzy tygodnie przed wyborami, ale przez całe lata), poglądy mi bliskie (choć jak wspomniałem, ugrupowanie byle jakie, ale obecnie nie aż tak bardzo szkodliwe) - może być. Przynajmniej - i tu stuprocentowa pewność - wstydu za granicą nie przyniesie. Pójdę, zagłosuję, bo do tego mój wybraniec nie zmusza mnie do spożywania trunków wysokoakcyzowych, których ostatnio staram się unikać.

A są tacy, którzy doprowadzają mnie do sytuacji, że _ Biez wodki nie razbieriosz _. To wtedy, gdy słyszę, że chcą mnie bronić przed Unią. Przecież Unia to Polska, a Polska to my. Dlaczego oni chcą nas bronić przed nami?

Zrozumiałe jest dla mnie, że w czasie zimnej wojny były dwie zwalczające się strony - NATO i Układ Warszawski. Nikt nie mówi tego wprost, ale obecnie jest NATO kontra Rosja. W demokratycznych krajach lewica zwalcza prawicę i vice versa. Do tego bardziej brutalnie zwalczają się skrajności: najczęściej te stojące po stronie ręki bez zegarka lubią przyłożyć tym po stronie ręki z zegarkiem (to dla tych, co nie interesują się polityką).

Takie sytuacje rozumiem, gdyż zwalczają się formacje usytuowane po przeciwległych stronach barykady - żadna nie współtworzy swojego antagonisty. Ale jak rozumieć, że jakaś komórka wchodząca w skład organizmu chce walczyć z tym organizmem? A nawet ma się przed nim bronić? Mówią nam ci politycy, że jesteśmy jak rak, nowotwór niszczący ciało, w którym się znajdujemy?

Skoro tak, to Unia powinna się bronić przed nami i nas wyciąć. Bo przecież tak to działa, a nie że wycina się zdrowy organizm, żeby uchować przy życiu komórki nowotworowe.

Zupełnie nie mogę tego pojąć. A jeśli nie o to im chodzi w obecnej przedwyborczej retoryce, to gdy będą konsekwentni, w zbliżającym się maratonie wyborczym również powinniśmy usłyszeć hasła, że kandydują, aby ochronić nas przed nami samymi. _ Gdy zostanę premierem, uchronię nas przed Polską _. Albo: _ Jako prezydent państwa będę dążył do tego, abyśmy wystąpili z Polski _. W samorządzie: _ Lepiej będzie nam się żyło, gdy moja partia wygra wybory, a ja zostanę marszałkiem województwa. Wtedy je rozwiążę. _ _ Nasza gmina jest beznadziejna. Kandyduje, aby przeszkadzać jej w sprawnym działaniu _. Brzmi absurdalnie, ale to tylko przeniesienie niektórych eurowyborczych haseł parę szczebli niżej.

Ale co tam! Moja dusza zaznała mimo tego spokoju. Wiem, co mam robić i do tego nie grozi mi łatka ani abnegata, ani imbecyla. Poza tym odczuwam radość, że jutro zaczyna się cisza wyborcza. Nijaka, a momentami żenująca kampania wyborcza wreszcie się skończy. Kolejny powód do radości jest taki, że choć mi łatka imbecyla już nie grozi, to niektórym kandydatom po występach w tej kampanii wyborczej i owszem (i słusznie). W dodatku prędko się tej łatki nie pozbędą, co jeszcze bardziej cieszy.

Czytaj więcej w Money.pl

Autor felietonu jest zastępcą redaktora naczelnego Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)